Najlepszym przyjacielem piłkarzy podczas mistrzostw Europy jest stół do tenisa, ale po awansie do półfinału pingpongowe pojedynki Arne Friedricha z Philippem Lahmem były w niemieckiej kwaterze w Asconie i Tenero tylko jedną z wielu atrakcji.
Kto chciał, mógł popływać łodzią po jeziorze Maggiore, spędzić dzień z rodziną, znaleźli się też chętni na wprowadzone za czasów Jürgena Klinsmanna seanse jogi. Na dwa dni Niemcy mogli zapomnieć, że przyjechali tu na jakiś turniej. Warunek był tylko jeden: powrót do pokoju o rozsądnej porze.
Trenerzy nie musieli nawet mówić tego głośno, piłkarze są przyzwyczajeni, że plan „Mistrzostwo Europy” jest wyliczony co do minuty. Konferencje prasowe zaczynają się dopiero wtedy, gdy telewizja da znak, że jest gotowa do transmisji. Gdy za stołem konferencyjnym siada trener Joachim Löw, wiadomo, że trzeba podać mu espresso, bo trener bez filiżanki kawy jest jak wódz bez Indian.
Jest tylko dwóch piłkarzy, którzy w ten uporządkowany świat wprowadzają swoje reguły, ale oni od dawna są na specjalnych prawach. Wiadomo, że nad Lukasem Podolskim i Bastianem Schweinsteigerem nie da się zapanować, po zwycięstwie nad Portugalią nikt zresztą nie ma takiego zamiaru. Dwaj przyjaciele z Bayernu znów, jak podczas mundialu, są maskotkami drużyny. Podolski dał jej trzy gole w fazie grupowej, Schweinsteiger bramkę i dwie asysty w meczu z Portugalczykami.
Siedzieć choć chwilę bez ruchu to jest dla Podolskiego wyzwanie ponad siły. Kiedy znudziła go zabawa w wyłączanie mikrofonu trenerowi i rzecznikowi prasowemu, zajął się sprawdzaniem, czy z jego butami wszystko jest w porządku, a potem rozśmieszaniem Pera Mertesackera. Pytanie dziennikarzy to tylko dodatek do zabawy. – Jeśli trener chce, żebym grał w pomocy, nie ma problemu. Tak było jeszcze przed mistrzostwami, kiedy graliśmy towarzysko z Serbią i z kimś tam jeszcze. Kto to był? Aha, Białoruś – słyszy podpowiedź z boku. Sala odpowiada śmiechem. Po porażce z Chorwacją takie żarty nie były mile widziane, ale teraz wolno dużo więcej.