Klub wart więcej niż reprezentacja

Minęły już czasy, kiedy zostanie selekcjonerem traktowano niczym wybór na papieża – dotarcie na sam szczyt. Ostatnie decyzje szkoleniowców drużyn grających w Euro 2008 udowadniają, że prawdziwym wyzwaniem jest dziś praca w klubach

Aktualizacja: 06.07.2008 18:06 Publikacja: 06.07.2008 01:07

Luis Felipe Scolari

Luis Felipe Scolari

Foto: Reuters

Roberto Donadoni, były już selekcjoner reprezentacji Włoch, gdy obejmował tę funkcję po Marcello Lippim, poczuł na barkach ciężar odpowiedzialności. – Nie chcę nikogo obrazić, ale sytuacja Benedykta XVI jest w pewnym sensie podobna do mojej. Obecny papież został wybrany po niezapomnianym pontyfikacie Jana Pawła II, a ja przychodzę za człowieka, który doprowadził włoską drużynę do mistrzostwa świata – snuł porównania Donadoni. Do tego stopnia uwierzył w swoją misję, że ustępując, nie chciał przyjąć odprawy, która mu się zgodnie z kontraktem należała.

Łatwo nie będzie miał również Vicente del Bosque, następca Luisa Aragonesa na stanowisku trenera Hiszpanii, mimo że w swoim życiu poznał już słodki smak stresu jako trener Realu Madryt i to w dodatku w czasach „galacticos”. Objęcie posady w kraju, w którym futbol to religia, jest jak jazda kolejką górską bez zapiętych pasów. Poza tym mędrzec z Hortalezy zrobił mu nieprzyjemny dowcip i zdobył długo wyczekiwane mistrzostwo Europy, zwiększając jeszcze skalę trudności.

Sam Aragones, mimo 70 lat, też nie szuka spokojnej emerytury. Fenerbahce Stambuł nie jest powszechnie polecane jako miejsce pracy dla staruszka. Kibice kiepsko znoszą porażki, a większość z nich posiada w domu broń i nie zawaha się jej użyć. O zadowalające wyniki będzie bardzo trudno, bo odchodzący ze Stambułu Brazylijczyk Zico wysoko zawiesił poprzeczkę, doprowadził Fenerbahce do ćwierćfinału Ligi Mistrzów. Teraz każdy inny wynik niż awans do półfinału będzie uznany za porażkę.

Aragones nie zamierza jednak dokładać do interesu i za nieprzespane noce dostanie odpowiednie wynagrodzenie. Jak podaje „Marca”, Aragones będzie zarabiał rocznie 3 miliony euro. Właśnie pieniądze zadecydowały o odejściu jego poprzednika, który zażądał 1,9 mln euro podwyżki.

Turcję chciał pożegnać Fatih Terim. Zamierzał podjąć pracę we Włoszech, gdzie kilka lat temu trenował Fiorentinę i AC Milan. Sukcesy z reprezentacją sprawiły jednak, że poprowadzi Turcję w eliminacjach mistrzostw świata 2010 i w RPA spróbuje poprawić trzecie miejsce, zdobyte przez drużynę Senola Gunesa sześć lat temu.

Zico jest kandydatem na selekcjonera reprezentacji Portugalii, ale tam zamiast wielkich pieniędzy będzie musiał wystarczyć mu prestiż. To z kolei było za mało dla Luiza Felipe Scolariego, który jeszcze w czasie turnieju w Austrii i Szwajcarii zajął się negocjacjami z najlepiej płacącym pracodawcą w europejskiej piłce. – Mam prawie 60 lat. Nie chcę pracować do 70. Tylko raz w życiu dostaje się taką propozycję i trzeba ją przyjąć – wykładał przyczyny swojej decyzji Scolari. Roman Abramowicz rok jego pracy w Chelsea wycenia na 5,5 miliona euro, to niemal trzy razy więcej niż Brazylijczyk dostawał jako selekcjoner Portugalii.

To zajęcie nie należy do łatwych, ale Scolari doskonale radzi sobie ze stresem. Będzie w stanie zakrzyczeć nawet niezadowolonego Abramowicza, którego – jak zapowiedział – nie wpuści więcej do szatni. Scolari nie chce być gorszy niż Jose Mourinho. Rosyjski oligarcha obiecał, że nie będzie oszczędzał na transferach, byle tylko jego drużyna grała jak Portugalczycy. A lista życzeń nowego trenera Chelsea jest tak długa jak chiński mur i kosztowna jak bursztynowa komnata. Znaleźli się na niej: Kaka, Franck Ribery, Fernando Torres, Robinho, Deco, i Ricardo Quaresma.

O tym, że warto trzymać się Abramowicza, jest przekonany Guus Hiddink, który trwa na rosyjskim posterunku. Holender wierzy w potencjał swoich piłkarzy, których chce prowadzić jeszcze dwa lata, a jego gorliwość wzmacnia swoimi milionami Abramowicz.

Do pracy w klubach garną się nie tylko ci, którzy chcą dorobić do emerytury, ale też ci, którzy są dopiero na początku drogi. Jürgen Klinsmann angażuje się tylko w najbardziej medialne przedsięwzięcia. Zaczął nietypowo. Jego pierwszą pracą była posada selekcjonera reprezentacji Niemiec, a od nowego sezonu będzie szkoleniowcem Bayernu Monachium. Wreszcie porzuci słoneczną Kalifornię, bo zespołu ligowego nie da się prowadzić przez telefon. W Bawarii będzie się jednak czuł jak u siebie w domu, bo Bayern – ze względu na nadmiar gwiazd i ich maniery – powszechnie nazywany jest FC Hollywood. Klinsmann w reprezentacji odpowiedzialny był głównie za robienie dobrej atmosfery i dbanie o amerykańskich trenerów fitness, a czarną robotę odwalał za niego Joachim Löw, który już się na taki układ nie zgodzi. Klinsmann będzie musiał znaleźć nowego asystenta.

Były selekcjoner reprezentacji Niemiec był już tak zdeterminowany, że kilka miesięcy temu prowadził negocjacje z właścicielami Liverpoolu. Gdy jednak Tom Hicks i George Gillet zorientowali się, że Rafael Benitez jest dla kibiców nietykalny, zaczęli wycofywać się rakiem z rozmów. Hicks zrzucił całą winę na wspólnika i rozbrajająco stwierdził, że sam na spotkanie się spóźnił.

Po mistrzostwach Europy reprezentację Holandii zostawił Marco van Basten, który wraca do swojego Ajaksu Amsterdam. Dla niego posada selekcjonera również była pierwszą, poważną pracą w zawodzie trenera. Rzucony na głęboką wodę radził sobie całkiem dobrze, dopóki nie przyszło mu zmierzyć się z nauczycielem, Guusem Hiddinkiem. Jak dotąd uczeń nie przerósł mistrza, ale sroga lekcja z ćwierćfinału Euro może zaowocować w przyszłości. Van Bastena zastąpi Bert van Marwijk, którego trudno uznać za trenera z najwyższej, europejskiej półki, mimo zdobycia w 2002 roku Pucharu UEFA.

Najwięksi nie chcą prowadzić narodowych reprezentacji. Czesi, których opuścił Karel Brückner, ciągle szukają jego następcy. Nawet Ivan Haszek wybrał klub Al Ahli w Zjednoczonych Emiratach Arabskich – wiadomo, jak płacą szejkowie. Trenerem nie będzie też Matthias Sammer. Na placu boju pozostali Petr Rada, dotychczasowy asystent Brücknera, Josef Chovanec, Karel Jarolim i Klaus Toppmöller, który ostatnio uczył futbolu Gruzinów i praca w Europie byłaby dla niego przyjemną odmianą.

Posada selekcjonera wzbudza emocje tylko wśród tych trenerów, którzy nie mają szans na zatrudnienie w silnych klubach. O szkoleniowców z Polski od dawna zabiegają jedynie drużyny cypryjskie, jest więc o co się bić. Jeszcze nie opadły emocje po porażce na Euro, a już Stefan Majewski musiał dementować doniesienia o zastąpieniu Leo Beenhakkera. Jak bumerang powraca kandydatura Franciszka Smudy, którego nie cenią kibice Lecha Poznań. Smuda ogłasza, że jest gotów podjąć się tego zadania, jednocześnie zapewniając, że życzy Holendrowi jak najlepiej. Pracą z reprezentacjami są dziś zainteresowani głównie ci, dla których jest to jedyna droga do wypromowania się albo ideowcy, tacy jak Marcello Lippi. Słynny Włoch wrócił do Squadra Azzurra z sentymentu, za skromne 1,2 mln euro za sezon – więcej chętnych nie znaleziono. W końcu trenerski stołek w reprezentacji jest tak samo twardy, jak ten w klubie i trzeba go odpowiednio wyścielić banknotami.

Roberto Donadoni, były już selekcjoner reprezentacji Włoch, gdy obejmował tę funkcję po Marcello Lippim, poczuł na barkach ciężar odpowiedzialności. – Nie chcę nikogo obrazić, ale sytuacja Benedykta XVI jest w pewnym sensie podobna do mojej. Obecny papież został wybrany po niezapomnianym pontyfikacie Jana Pawła II, a ja przychodzę za człowieka, który doprowadził włoską drużynę do mistrzostwa świata – snuł porównania Donadoni. Do tego stopnia uwierzył w swoją misję, że ustępując, nie chciał przyjąć odprawy, która mu się zgodnie z kontraktem należała.

Pozostało 92% artykułu
Sport
Kontrolerzy NIK weszli do siedziby PKOl
Sport
Jagiellonii i Legii sen o Wrocławiu
Sport
Tadej Pogacar silny jak nigdy
Sport
PKOl i Radosław Piesiewicz pozwą ministra Sławomira Nitrasa
Sport
Mistrzostwa świata w kolarstwie szosowym. Katarzyna Niewiadoma wśród gwiazd