Mecz Polaków z Francją niby decydował o pierwszym miejscu w grupie, ale jednocześnie obie drużyny grały ze świadomością, że niezależnie od wyniku znajdą się w ćwierćfinale.
Widać było, że zdając sobie sprawę z tego, że za styl medale nie są rozdawane, trenerzy Bogdan Wenta i Claude Onesta zalecili swoim zawodnikom oszczędzanie sił przed środowymi meczami w fazie pucharowej.
Polski trener w Pekinie dał się już poznać jako wyjątkowy nerwus. Raz oskarżył sędziów o niesprawiedliwe prowadzenie meczu z Hiszpanią, innym razem tak głośno krzyczał na swoich zawodników w przerwie meczu z Brazylią, że słychać go było podobno przed halą. Tym razem polska ławka rezerwowych była jednak bardzo spokojna, bo ci, co biegali na boisku, panowali nad sytuacją.
Polacy szybko objęli prowadzenie, wykorzystywali grę w przewadze i świetnie radzili sobie w obronie. W bramce po raz kolejny wystąpił Marcin Wichary i znów spisał się tak dobrze, że wątpliwe, by Wenta znowu zaczął stawiać na Sławomira Szmala. Bardzo skuteczny, a przy tym efektowny był Bartosz Jurecki. Obrotowy polskiej reprezentacji zdobył najwięcej, bo aż siedem bramek.
Francuzi zaatakowali po przerwie i niewiele brakowało, a udałoby im się wygrać. Pokazali, że nieprzypadkowo wygrali dotychczas wszystkie mecze na igrzyskach i przy gorszej dyspozycji drużyn w drugiej grupie są chyba najpoważniejszymi kandydatami do złotego medalu. Aż osiem bramek zdobył – głównie po kontratakach – Nikola Karabatić, który uznany został za najlepszego piłkarza ubiegłego roku, a i teraz, przy kontuzji Chorwata Ivano Balicia, ma dużą szansę na reelekcję.