[b][link=http://blog.rp.pl/blog/2008/11/24/karol-stopa-solo-czy-w-duecie/]skomentuj na blogu[/link][/b]

Co chwyta kibiców za serca przede wszystkim – nie ma wątpliwości. W Mar del Plata wysłanników liczących się na świecie gazet trzeba było szukać za pomocą lupy. W USA doszło do awantury o transmisję telewizyjną, bo relacją bezpośrednią nie był zainteresowany nawet kanał specjalistyczny.

Kiedy odkurzam własne doświadczenia, pojawiają się zaskakujące wątki drużynowe. Na korcie centralnym Warszawianki bawiłem się w latach 60. z klubowymi kolegami w wieczorne „mecze daviscupowe”. Na ekskluzywny plac wpuszczał nas, zaraz po ostatnim kliencie, nieodżałowany kortowy, pan Zdzisław Sienkiewicz. Warunek był jeden: zostawiacie kort w dobrym stanie dla tych, którzy przyjdą z samego rana. Składy naszych „reprezentacji” powstawały wcześniej, do ostatniej sekundy przed zmrokiem trwały skrócone singlowe boje przedzielone deblem. W rozgrywanych w tym samym miejscu meczach naszej autentycznej drużyny narodowej, z Brazylią czy z Izraelem, byliśmy chłopcami do podawania piłek. Siłą rzeczy niezapomniane stawały się później nasze przeżycia towarzyszące własnym popisom na pustym i ciemnym stadionie.

Mój pierwszy zawodniczy występ to też był zespołowy egzamin. Na kortach w parku Skaryszewskim dwa stołeczne kluby, SKS Warszawianka i AZS AWF Warszawa, grały półfinał mistrzostw Polski juniorów, ja dostałem deblową szansę. Pod tym względem niewiele się zmieniło, bo Międzynarodowa Federacja Tenisowa (ITF) nadal stara się tak układać cykle rozgrywkowe dla najmłodszych, by była tam przewaga występów drużynowych. Ludzie z ITF – skądinąd rozsądnie – uważają, że na solowe popisy zawsze przyjdzie czas. A na starcie lepiej szkolić i poprawiać technikę w grupie, niż zdzierać obuwie w organizowanych jeden po drugim turniejach singlowych dla nastolatków. Tym bardziej że w tym wieku pojawiają się często ogromne dysproporcje związane z warunkami fizycznymi i naturalnym rozwojem młodych ludzi. Łatwo utrwalić złe nawyki albo zniechęcić kogoś, kto ma autentyczną smykałkę.

Bezpośredni opiekunowie, najczęściej ci z komitetu oszalałych rodziców, reprezentują odmienny punkt widzenia. Im się z reguły bardzo spieszy. Zatem żadnych startów zespołowych ani poświęcania się dla klubu czy kraju. Mit cudownych dzieci, które zrobiły szybkie kariery, unosi się nad zawodowym tenisem, od kiedy pojawiły się w tym sporcie duże pieniądze. Na ogół mało kto pamięta, jak smutne było zakończenie większości tych przedwcześnie rozpoczętych profesjonalnych przygód. Przyspieszanie karier to zawsze manewr ryzykowny. A w połowie drogi warto się co pewien czas zatrzymać i wrócić do zespołowych korzeni. Bo sukces odniesiony w grupie smakuje naprawdę wyjątkowo. Godzinami mogliby dziś o tym rozprawiać reprezentanci Hiszpanii, którzy sięgnęli po Puchar Davisa pod nieobecność Rafaela Nadala.