[b][link=http://blog.rp.pl/szczeplek/2009/05/30/pan-teo/]Skomentuj na blogu[/link][/b]
Dożył 85 lat w dobrym zdrowiu, ale od kiedy w lutym pochował o dwa lata młodszą żonę, stracił ochotę do życia. Na Śląsku nazywano go Teo. Kryły się pod tym skrótem sympatia i szacunek.
Pan Teodor był wysokim, przystojnym mężczyzną, trzymającym się zawsze prosto i nieprzyjmującym do wiadomości upływającego czasu. Oszukiwał go, choćby farbując włosy.
To on pierwszy uświadomił mi, chłopakowi urodzonemu w Warszawie, który na stadionie Legii ubliżał „hanysom”, zawiłości śląskich życiorysów. Wiedział, że jestem zaprzyjaźniony z jego synem Heniem, piłkarzem Górnika i reprezentacji. Traktował mnie więc jak jeszcze jednego młodego człowieka, któremu trzeba opowiedzieć, jak było i co się kryje za drzwiami szatni.
Pan Teodor miał w chwili wybuchu wojny 16 lat. Słynny niemiecki trener Sepp Herberger, który przyjeżdżał na Śląsk w poszukiwaniu talentów, brał nawet pod uwagę przeniesienie go z Germanii, czyli AKS Chorzów, do któregoś z lepszych klubów na terenie Rzeszy. Ale wkrótce marszałek Żukow przeniósł teatr działań wojennych na zachód i Teodor Stanisław Wieczorek, ubrany w mundur Wehrmachtu, znalazł się w okopach gdzieś na Białorusi.