Polska piłka podziemna

Jeśli chodzi o upokorzenia naszych klubów w Europie, doszliśmy właśnie do ściany.

Aktualizacja: 23.07.2009 09:06 Publikacja: 23.07.2009 06:22

Oczywiście, zawsze może się zdarzyć, że mistrz Polski odpadnie w pierwszej rundzie, a nie w drugiej jak Wisła, z kimś z San Marino, a nie Estonii, ale co to za różnica. Nic już nie będzie uwierało sumienia mocniej niż wstyd w Tallinie.

Najlepsza polska drużyna ostatnich lat żegna Europę już w lipcu. Akurat w tym sezonie, gdy Michel Platini otworzył szerzej drzwi do Ligi Mistrzów. A nam się przecież zawsze wydawało, że polskie kluby w LM nie grają, bo bogaci się zamknęli we własnym gronie. Nieważne, że między tych bogatych wciskali się już tacy giganci jak szwajcarski Thun, słowacka Artmedia Petrżalka czy norweskie Molde. My zawsze wiemy swoje. Więc teraz pewnie pogoni się z Wisły trenera Skorżę, dyrektora Bednarza, wymieni piłkarzy i za rok z nowymi nadziejami będziemy czekali na losowanie. A jak się znowu nie uda, to może trzeba będzie pogonić i Cupiała. Bo przecież tak żałował przez ostatnie lata swoich pieniędzy na wzmocnienia.

Wiedział, co robi, że żałował. To wcale nie brak pieniędzy trzyma nas w świecie futbolu na krótkiej smyczy. W naszej lidze piłkarze zarabiają więcej niż choćby w czeskiej i słowackiej, ale to Sparta i Slavia Praga grały w LM, a i Słowacy mieli swoją Petrżalkę. Bo u nas się sporo płaci, ale niewiele dostaje w zamian. Polski futbol to wielki traktat o złej robocie.

O piłkarzach, których ambicje sięgają najbliższej pensji, o działaczach, którzy nie działają, trenerach, którzy najwięcej czasu poświęcają na rycie pod sobą nawzajem.

Z sześciu ostatnich pucharowych meczów polskich drużyn telewizje za godny pokazania uznały tylko jeden. Wcześniej mieliśmy przez kilka lat podziemną ligę, której nie chciał pokazywać nikt poza kodowaną stacją. Taka jest właśnie siła naszego futbolu. A nasze miejsce w Lidze Mistrzów jest na fotelach przed telewizorami. Jesienią siądziemy tam, żeby zobaczyć, co słychać w wielkim świecie. I zobaczymy w LM m.in. rumuńską Unireę Urziceni i jej trenera Dana Petrescu. Tak, tego Petrescu, który chciał w Wiśle twardą ręką wprowadzić to, czego się nauczył w zachodnich klubach, ale nie zdążył, bo piłkarze go pogonili.

Skomentuj na [link=http://blog.rp.pl/blog/2009/07/23/pawel-wilkowicz-polska-pilka-podziemna/]blog.rp.pl[/link]

Oczywiście, zawsze może się zdarzyć, że mistrz Polski odpadnie w pierwszej rundzie, a nie w drugiej jak Wisła, z kimś z San Marino, a nie Estonii, ale co to za różnica. Nic już nie będzie uwierało sumienia mocniej niż wstyd w Tallinie.

Najlepsza polska drużyna ostatnich lat żegna Europę już w lipcu. Akurat w tym sezonie, gdy Michel Platini otworzył szerzej drzwi do Ligi Mistrzów. A nam się przecież zawsze wydawało, że polskie kluby w LM nie grają, bo bogaci się zamknęli we własnym gronie. Nieważne, że między tych bogatych wciskali się już tacy giganci jak szwajcarski Thun, słowacka Artmedia Petrżalka czy norweskie Molde. My zawsze wiemy swoje. Więc teraz pewnie pogoni się z Wisły trenera Skorżę, dyrektora Bednarza, wymieni piłkarzy i za rok z nowymi nadziejami będziemy czekali na losowanie. A jak się znowu nie uda, to może trzeba będzie pogonić i Cupiała. Bo przecież tak żałował przez ostatnie lata swoich pieniędzy na wzmocnienia.

Sport
Witold Bańka dla "Rzeczpospolitej": Iga Świątek i Jannik Sinner? Te sprawy dały nam do myślenia
Sport
Kiedy powrót Rosji na igrzyska olimpijskie? Kandydaci na szefa MKOl podzieleni
Sport
W Chinach roboty wystartują w półmaratonie
Sport
Maciej Petruczenko nie żyje. Znał wszystkich i wszyscy jego znali
Sport
Czy igrzyska staną w ogniu?