Plan na weekend jest taki: w sobotę dokończyć książkę, w niedzielę zdobyć czwarte mistrzostwo i pobić rekord świata, bo bez rekordu raczej wygrać się nie da. Tak mówi Marek Kolbowicz, nieformalny rzecznik czwórki podwójnej, najlepszej wioślarskiej osady ostatnich lat.
Z książki („Bramy Barcelony”; „akcja rozgrywa się w tych okolicach, gdzie byliśmy na pierwszych w tym roku regatach, rewelacja” – zachwyca się Kolbowicz) zostało mu jeszcze 100 stron. W mistrzostwach został jeden bieg, finałowy. Najgroźniejszymi rywalami będą Niemcy i Chorwaci. – Jeśli sprawdzą się prognozy, że wyścig będzie z wiatrem, pewnie padnie rekord świata. Musimy go pobić, żeby wygrać z Niemcami, a oni, żeby pokonać nas – mówił Kolbowicz po zwycięskim półfinale. W nim polscy mistrzowie olimpijscy: Adam Korol, Michał Jeliński, Kolbowicz i Konrad Wasielewski, złapali swój rytm, uciekli Australijczykom i Chorwatom, a za metą uśmiechnięci chłodzili się woreczkami lodu. Zabrali je do łodzi, żeby się bronić przed poznańskim upałem. W niedzielę też mogą być potrzebne, finał zaczyna się o 12.33. – Czy Niemcy nas słyszą? Nie? To powiem: chcemy ten finał rozegrać tak jak półfinał – puszcza oko Kolbowicz. Tak samo, czyli mocno ruszyć, a potem jeszcze dokładać.
W niedzielę będzie pięć wyścigów finałowych z polskimi osadami, w sobotę tylko jeden, ale za to z dużą szansą na medal. Kobieca dwójka podwójna Julia Michalska – Magdalena Fularczyk wygrała w Poznaniu, jak czwórka z Kolbowiczem, i przedbieg, i półfinał. To, że potrafią wygrywać finały, pokazywały już w tym roku w Pucharze Świata.
W finale są jeszcze kobiece czwórka podwójna i dwójka podwójna, obie wagi lekkiej, męska ósemka oraz wracający do wielkiej formy wicemistrzowie olimpijscy z czwórki bez sternika wagi lekkiej. Z nimi, tak jak z Korolem, Kolbowiczem i ich załogą, nie sposób się nudzić. Szlakowy Paweł Rańda po wygranym półfinale stanął w łodzi, podniósł ręce w górę, a potem pokazał zaciśniętą prawą pięść. Brakowało tylko skoku do wody, jak w Pekinie, ale jeszcze będzie okazja, w niedzielę tuż po 12. – Pięść była dla tych wszystkich, którzy mówili, że olimpijskie srebro to był jednorazowy wystrzał. Mamy za sobą niełatwy czas, ale pokazaliśmy, że potrafimy się przygotować do najważniejszych imprez – mówił Rańda.
Rańda znalazł wreszcie osadę, w której się spełnia i jest szczęśliwy. Kiedyś wydawał się skazany na rolę trzeciego w dwójce podwójnej z Robertem Syczem i Tomaszem Kucharskim. Wskakiwał do łodzi dwukrotnych mistrzów olimpijskich doraźnie, gdy Kucharski miał problemy ze zdrowiem. W Poznaniu on płynie po medal, Robert Sycz z nowym partnerem Mariuszem Stańczykiem nawet w finale C się nie liczyli, a Kucharski patrzy na nich z pomostu już jako sportowy emeryt. Sycz mimo porażek nie chce jeszcze powiedzieć: wystarczy.