27 lipca na Stadionie Olimpijskim w Stratford, gdzie będzie biegać Usain Bolt i gdzie ma bronić złota Tomasz Majewski, zaczną się 27. letnie igrzyska. A razem z nimi zacznie się polskie odliczanie do dziesięciu.
Trzy mistrzostwa olimpijskie, łącznie dziesięć medali – taki był nasz bilans w Atenach osiem lat temu i cztery lata temu w Pekinie. Ateny uznano za porażką, Pekin pozostawił mieszane uczucia. Dziś się wydaje, że dziesięć medali z Londynu to byłby sukces.
Dwaj złoci
Igrzyska takie jak Atlanta 1996, gdzie szło złoto do złota (łącznie 17 medali, siedem złotych), nie powtórzą się szybko, a może nawet nigdy. Wciąż przybywa krajów, które stać na wielki sport, od Kaukazu po Zatokę Perską, a MKOl nie zwiększa liczby konkurencji.
W mistrzostwach świata w konkurencjach olimpijskich Polacy zdobyli w 2011 roku tylko 11 medali. Mistrzów świata mamy dwóch, Piotra Siemionowskiego w kajakowym sprincie i Pawła Wojciechowskiego w skoku o tyczce. Medali mistrzostw Europy w konkurencjach olimpijskich było 23, ale tylko cztery złote: Siemionowski, żeglarze Zofia Klepacka i Piotr Myszka (on być może na igrzyska nie pojedzie, bo możemy wysłać jednego zawodnika, a eliminacje według kryteriów związku żeglarskiego wygrał Przemysław Miarczyński, czwarty w MŚ) oraz wioślarska ósemka męska, ale w wioślarstwie ME nie są znaczącą imprezą.
– Nie jest to imponująca lista, bywało, że w roku przedolimpijskim mieliśmy ponad 20 medali MŚ, a potem połowa zamieniała się na medale igrzysk. W tej sytuacji należałoby się spodziewać góra pięciu, sześciu miejsc na podium w Londynie. Ale na szczęście sytuacja jest lepsza, niż podpowiada statystyka – mówi "Rz" Paweł Słomiński, szef Klubu Polska Londyn 2012 skupiającego najlepszych sportowców.