Rozwód po polsku

Czytam peany na cześć trenera siatkarzy Daniela Castellaniego i odnoszę wrażenie, że skądś znam te teksty.

Publikacja: 16.09.2009 18:45

[link=http://blog.rp.pl/fafara/2009/09/16/rozwod-po-polsku/]Skomentuj na blogu[/link]

Ponad rok temu podobne ukazywały się na temat Leo Beenhakkera, gdy doprowadził naszą piłkarską drużynę do finałów mistrzostw Europy.

W panegirykach poświęconych obu szkoleniowcom znaleźć można mnóstwo wspólnych elementów, takich jak nowatorskie spojrzenie, wielka sztuka motywacji, znakomity kontakt z zawodnikami oraz wysoka kultura osobista.

Minęło kilkanaście miesięcy i dostojny pan Leon wszystkie przypisywane mu zalety nagle utracił. Stał się, jak napisała jedna z gazet, „zgorzkniałym starcem, który wszystkim wszystko ma za złe”. To dość łagodna ocena, były oczywiście dużo mocniejsze sformułowania, publikowane na fali olbrzymiej frustracji zaraz po przegranym w katastrofalnym stylu meczu ze Słowenią.

Mnie akurat mniej interesują piłkarskie aspekty rozstania z Beenhakkerem – to pozostawiam znawcom przedmiotu – ciekawsza natomiast wydaje mi się obyczajowa i psychologiczna strona całej sprawy. Zakończenie działalności holenderskiego szkoleniowca w Polsce powoli zaczyna przypominać sprawy rozwodowe, w których obie strony, niegdyś blisko ze sobą związane, odsądzają się od czci i wiary. Tylko że w przypadku rozwiązania małżeństwa w tle występują przeważnie dzieci oraz pojawiają się kwestie majątku, a tu chodzi przecież o wygaśniecie umowy o pracę.

Nie rozumiem, dlaczego PZPN nie może się pożegnać z Beenhakkerem (i odwrotnie) bez emocji, z klasą. Zwłaszcza że wzajemne obrzucanie błotem nic konkretnego do sprawy nie wniesie, a w każdym razie na pewno nie wpłynie na sytuację naszej nieszczęsnej reprezentacji piłkarskiej. Takiego, a nie innego zachowania prezesa PZPN Grzegorza Laty można się było spodziewać, natomiast niektórych wypowiedzi Beenhakkera, Europejczyka, który pracował w różnych zakątkach świata, miłośnika poezji i samotnych medytacji na środku jeziora, już nie. Emocje widocznie były jednak większe niż kultura osobista przypisywana panu Leonowi.

Teraz wychwalany jest pod niebiosa Castellani. Jest niewątpliwie człowiekiem na poziomie, o czym świadczą dwa zdania z wywiadu udzielonego kilka dni temu „Rzeczpospolitej”: „Dziękuję działaczom Polskiego Związku Piłki Siatkowej, którzy mi zaufali i wybrali na trenera reprezentacji. Bez nich nie przeżyłbym czegoś tak wspaniałego.”

Czy Argentyńczykowi starczy tej klasy w chwilach trudnych (oby ich nie było), gdy ci, którzy go teraz wychwalają, skoczą mu do gardła? Oto jest pytanie…

[link=http://blog.rp.pl/fafara/2009/09/16/rozwod-po-polsku/]Skomentuj na blogu[/link]

Ponad rok temu podobne ukazywały się na temat Leo Beenhakkera, gdy doprowadził naszą piłkarską drużynę do finałów mistrzostw Europy.

Pozostało jeszcze 92% artykułu
Sport
Dlaczego Kirsty Coventry wygrała wybory i będzie pierwszą kobietą na czele MKOl?
Sport
Długi cień Thomasa Bacha. Kirsty Coventry nową przewodniczącą MKOl
SPORT I POLITYKA
Wybory w MKOl. Czy Rosjanie i Chińczycy wybiorą następcę Bacha?
Sport
Walka o władzę na olimpijskim szczycie. Kto wygra wybory w MKOl?
Materiał Promocyjny
Warunki rozwoju OZE w samorządach i korzyści z tego płynące
Sport
Koniec Thomasa Bacha. Zbudował korporację i ratował świat sportu przed rozłamem
Materiał Promocyjny
Sezon motocyklowy wkrótce się rozpocznie, a Suzuki rusza z 19. edycją szkoleń