Szyld Renault nie zniknie z Formuły 1 jeszcze przynajmniej przez rok. To jedna z niewielu rozwiązanych zagadek dotyczących przyszłości zespołu. Wczoraj szefowie Renault wydali komunikat o liście intencyjnym w sprawie sprzedaży udziałów w ekipie F1 firmie Geni Capital, ale pytań wciąż jest więcej niż odpowiedzi.
W komunikacie nie napisano, jaki procent udziałów kupi luksemburska spółka, zarządzana przez biznesmena Gerarda Lopeza. Jest mowa o „dużej części udziałów” i o tym, że obaj partnerzy będą wspólnie zarządzali zespołem. Ale kto będzie miał więcej do powiedzenia, można się domyślać. Już kilka godzin po komunikacie pracę stracił dotychczasowy szef ekipy Bob Bell, nowego ma znaleźć Lopez.
W ostatnich tygodniach firma Lopeza rywalizowała z szefem Prodrive’u Davidem Richardsem o prawo wkupienia się do zespołu Renault, jednej z ostatnich fabrycznych ekip w Formule 1. Jak donoszą francuskie źródła, Lopez uzyskał przewagę nad konkurentem nie tylko dzięki obietnicy pokaźnego wkładu do budżetu. Zapowiedział także współpracę z francuskim koncernem przy wdrażaniu ekologicznych technologii do motoryzacji drogowej. Inwestycje w ekologiczne nowości są obsesją szefa Renault Carlosa Ghosna.
Robert Kubica związał się z ekipą Renault jeszcze w październiku, zanim francuska firma rozpoczęła poszukiwania inwestora z zewnątrz. Ani polski kierowca, ani jego współpracownicy nie znają na razie nowej struktury własnościowej. Potwierdza to menedżer Kubicy Daniele Morelli.
– Po podpisaniu kontraktu karty się zmieniły i dla nas jest ważne, aby Renault przekazało nam więcej informacji na temat nowej sytuacji – powiedział Morelli, od lat prowadzący interesy Kubicy. – W tej chwili nie potrafię powiedzieć, czy zostajemy, czy opuszczamy zespół.