Wpis do księgi

Michał Przysiężny zamknął sezon 2009 drugim w karierze tytułem challengerowym. Pod koniec listopada w Helsinkach, łącznie z eliminacjami, wygrał siedem ciężkich gier.

Publikacja: 04.01.2010 21:15

Wcześniej, w październiku, otrzymał wyróżnienie od Międzynarodowej Federacji Tenisowej (ITF) za serię znakomitych rezultatów w turniejach niższej rangi, tzw. futuresach rozgrywanych w Niemczech, na Białorusi i w Wielkiej Brytanii.

Przysiężny otworzył też listę zwycięstw naszych tenisistów w roku 2010. Sukces był niewielki, na dodatek już w drugiej rundzie eliminacji do turnieju ATP w stolicy Kataru Polak przegrał długi mecz z Niemcem Benjaminem Beckerem. Kierunek marszu wydaje się jednak właściwy.

Michał gra w tenisa wyjątkowo efektownie. Czyste, dobrze ułożone wszystkie uderzenia, płynne poruszanie się po korcie, spory repertuar, zwłaszcza w okolicach siatki – generalnie to jest gracz, którego się zapamiętuje. Ma rację Wojtek Fibak, nazywając Przysiężnego polskim Federerem. Zachowując proporcje, mają ten sam styl gry, jakby delikatnej i od niechcenia, a jednocześnie oryginalnej i dynamicznej. Tym, co się przy porównaniu nie zgadza, są wyniki.

25-letni Przysiężny kilka miesięcy temu otwierał siódmą setkę, dziś jest blisko pierwszej. Może myśleć o eliminacjach w Australian Open i o głównych imprezach cyklu ATP Tour. Jako junior był rywalem i deblowym partnerem Czecha Tomasa Berdycha, toczył pojedynki z Robinem Soderlingiem. Wśród seniorów potrafił wygrać w Pucharze Davisa z Łotyszem Ernestem Gulbisem, zapewnić Polsce sukces w barażu z Brytyjczykami, pokonać Włocha Filippo Volandriego i Argentyńczyka Guillermo Corię. Ciągłe kontuzje kolan to był najważniejszy powód, dla którego ta kariera przypominała dotychczas górską kolejkę w wesołym miasteczku.

W najnowszym przewodniku ATP (to biblia tenisistów) nazwiska Przysiężnego jeszcze nie ma. Jeśli Michałowi dopisze zdrowie, pewnie znajdzie się tam w wydaniu 2011. Tymczasem w księdze najnowszej pojawił się wpis, który musi cieszyć serca krajowych fanów. Po dziesięciu latach darcia tenisowego betonu osiągnął swój cel Łukasz Kubot. 27-latek z Bolesławca w ostatniej chwili nie pogodził interesów singlowych i deblowych, wobec czego nie zakończył sezonu jako gracz pierwszej setki. Jak piszą autorzy: był bliski tego, by jako pierwszy Polak od czasu Fibaka w roku 1985 finiszować w elicie. Jego lokata (nr 101) to dobra pozycja przy nowym rozdaniu tenisowych kart.

W tej dekadzie polskie nazwiska pojawiają się w przewodniku zawodowców coraz częściej. U pań do Agnieszki Radwańskiej właśnie dołączyła siostra Urszula. Niestety, zniknęła ze zbioru Marta Domachowska. U panów do obecnych od kilku lat z racji deblowych sukcesów Mariusza Fyrstenberga i Marcina Matkowskiego teraz doszlusował, zauważony w pierwszej kolejności jako singlista, Łukasz Kubot. Wypada im wszystkim życzyć zdrowia i konsekwencji.

[ramka][link=http://blog.rp.pl/blog/2010/01/04/karol-stopa-wpis-do-ksiegi/]Skomentuj[/link][/ramka]

Sport
Czy igrzyska staną w ogniu?
Sport
Witold Bańka i WADA kontra Biały Dom. Trwa wojna na szczytach światowego sportu
Sport
Pomoc przyszła od państwa. Agata Wróbel z rentą specjalną
Sport
Zmarł Andrzej Kraśnicki. Człowiek dialogu, dyplomata sportu
Materiał Promocyjny
Kluczowe funkcje Małej Księgowości, dla których warto ją wybrać
SPORT I POLITYKA
Kto wymyślił Andrzeja Dudę w MKOl? Radosław Piesiewicz zabrał głos
Materiał Promocyjny
Najlepszy program księgowy dla biura rachunkowego