Rafał Węgrzyn, serwismen z ekipy naszej biegaczki, pytany, w jakich warunkach będzie przebiegać walka o medale, podniósł tylko kciuk w górę. Jego twarz mówiła wszystko: jest dobrze, a może być jeszcze lepiej. [wyimek][b][link=http://rp.pl/vancouver]rp.pl/vancouver[/link] - olimpijski serwis "Rz"[/b][/wyimek]
Justyna Kowalczyk nie będzie narzekać, bo trasa i narty przygotowane są jak trzeba. Do tego lekki mróz i 91 procent wilgotności. Trochę słońca i dużo polskich kibiców, którzy wierzyli, że Justyna pójdzie w ślady Adama Małysza i stanie na podium. Jej wspaniała forma i seria zwycięstw pozwalały snuć takie marzenia.
[srodtytul]Szybka matka[/srodtytul]
Kowalczyk w biało-czerwonym stroju, w czerwonej przepasce na włosach wystartowała z numerem 33 jako ostatnia z grupy czołowych zawodniczek. Trzydzieści sekund przed nią do boju ruszyła Aino Kaisa Saarinen, a przed Finką w takim samym odstępie Szwedka Kalla, uważana za faworytkę na tym dystansie.
To właśnie z Kallą przegrała Kowalczyk w Canmore w ostatnich, poprzedzających igrzyska, zawodach Pucharu Świata (Polka jest jego zdecydowaną liderką). Z rywalek, które zdaniem trenera Aleksandra Wierietielnego miały się liczyć w walce o medale, najwcześniej pobiegła na trasę Kristina Smigun-Vaehi, dwukrotna złota medalistka igrzysk w Turynie. Później Estonka urodziła córkę i do wyczynowego biegania wróciła dopiero w tym roku.