Jako żółtodziób z półrocznym stażem w tygodniku "Piłka Nożna" o akredytacji na mistrzostwa świata 1974 mogłem pomarzyć. Ale redakcja zapewniła mi miejsce na wycieczce, za którą zapłaciłem, zresztą niedużo. Za towarzyszy podróży wśród fajnych ludzi miałem również aktywistów SZSP i na pewno funkcjonariuszy nie tylko tej organizacji z całej Polski. Nie wszyscy byli zainteresowani piłką nożną. Niektórzy nigdy do Polski nie wrócili.
[wyimek][b][link=http://blog.rp.pl/szczeplek/2010/07/09/kubek-z-alcatraz/]skomentuj na blogu[/link][/b][/wyimek]
Kiedy w pierwszej minucie finału Johan Neeskens strzelił bramkę dla Holandii, wyłem z radości. Kiedy po dwóch golach Niemców kibice rozwinęli tysiące czarno-czerwono-złotych flag, posmutniałem, bo w dzieciństwie straszono mnie zdjęciami kanclerza Konrada Adenauera w krzyżackim płaszczu, a nas przed wyjazdem przestrzegano, że możemy się spotkać z wrogością i próbami przekonania nas do ideologii imperialistycznej. Ja spotkałem się wyłącznie z życzliwością. Z tamtych mistrzostw przywiozłem sobie T-shirt z napisem Adidas i coca-colę w litrowej szklanej butelce.
W roku 1986, na moich drugich mistrzostwach świata, w Meksyku czułem się jak w domu. Jako Polak byłem rodakiem papieża, a to otwierało wszystkie drzwi. I jeszcze do tego Diego Maradona z Jorge Valdano i Jorge Burruchagą pokonali Niemców w południowoamerykańskim stylu. Z Meksyku przywiozłem sombrero i gliniane figurki w azteckim stylu kupione pod piramidami Teotihuacan.
W roku 1994 (mundial w USA) w Pasadenie spełniło się moje marzenie: zobaczyłem na własne oczy, jak mistrzostwo zdobywa Brazylia. Niestety karnymi, tak nie po brazylijsku. Nawet Włochów żal mi się zrobiło. Przywiozłem kubek z wycieczki do Alcatraz. Z Francji (1998) mam zdjęcia z grobów Jima Morrisona i Fryderyka Chopina. Oprócz tego oryginalną kartkę ze składami na finał bez nazwiska Ronaldo.