Trwa dominacja dwumetrowych braci Kliczków z Ukrainy, którzy oprócz nokautującego ciosu mają też tytuły doktorów.
Tym razem stadion we Frankfurcie zapełnił 34-letni Władymir, mistrz świata organizacji IBF i WBO w wadze ciężkiej. Jego rywalem był młodszy o cztery lata, słynący z potężnego uderzenia i granitowej szczęki Samuel Peter, były mistrz WBC, zwany „Nigeryjskim koszmarem”.
Peter i jego nowy trener Abel Sanchez mieli nadzieję, że Kliczce wciąż śnią się koszmary sprzed pięciu lat. Wtedy trzykrotnie padał od ciosów Samuela i choć wygrał na punkty, to przeżył chwile grozy. Tym razem rywalem Petera był jednak inny Kliczko. Bardziej doświadczony, pewny siebie, nieszukający ringowej wojny, tylko zwycięstwa.
– Peter bardzo ostro zaatakował od pierwszej rundy, chcąc mnie znokautować, ale już w drugiej zrozumiał, że ten plan nie ma sensu – mówi Władymir, który na ring wchodził na tle zmontowanych, filmowych obrazów poprzedzających walkę, której nie było: jego z Muhammadem Alim.
Bracia Kliczko nie walczą tak efektownie jak Ali i nie mają tak dobrych rywali. Wielu ich unika, boi się ryzyka. Peter zgodził się na ten pojedynek, gdy zrezygnował mistrz olimpijski Aleksander Powietkin.