„Nieuchronnie zbliża się koniec serii. Ale kto zagra w finale jest nadal sprawą otwartą" - mówił po meczu trener Turowa Jacek Winnicki. Nawet jeśli jego zespołowi brakuje do awansu tylko jednego zwycięstwa, przed spotkaniem w Sopocie można powiedzieć, że pewne jest tylko jedno: przeciwnikiem Asseco Prokomu Gdynia w pojedynku o mistrzostwo Polski będzie drużyna, której nazwa rozpoczyna się na literę T.
Półfinałowa rywalizacja Turowa i Trefla jest bardzo zacięta. Obydwa zespoły potrafią się wzajemnie zaskakiwać: tracić i odzyskiwać dobrą dyspozycję, budować wyraźną przewagę i ją trwonić, grać koncertowo i popełniać głupie błędy. Apogeum tej zmienności nastąpiło w Zgorzelcu w czwartkowym meczu numer 5. Gospodarze prowadzili w nim już 13 punktami (44:31 w 20. minucie), by na 75 sekund przed końcem przegrywać 71:77. Zdołali jednak zwyciężyć 78:77, dzięki dobitce Konrada Wysockiego na 2 sekundy przed ostatnią syreną. Wynik byłby jednak korzystny dla gości, gdyby Paweł Kikowski w ostatniej sekundzie trafił spod samego kosza.
Po tym spotkaniu Trefl złożył do Polskiej Ligi Koszykówki protest, kwestionując decyzję arbitrów, którzy na 18 sekund przed końcem meczu, przy prowadzeniu gości 77:76, odgwizdali błąd kroków Lorinzie Harringtonowi, faulowanemu przez Toreya Thomasa w momencie, gdy wyskoczył do piłki podanej mu wszerz boiska zza linii bocznej.
W niedzielę każde rozstrzygnięcie jest możliwe. Żądny rewanżu i naprawy krzywd Trefl jest w stanie wygrać, wyrównać stan rywalizacji i doprowadzić do siódmego meczu w Zgorzelcu, który odbyłby się 4 maja.
Wielki bój na Wschodzie
Niedzielnym pojedynkiem Miami Heat z Boston Celtics (21.30, Canal+ Sport 2) rozpoczyna się druga runda play-off w NBA.