Weekend w koszykówce: Trefl - Turów i Heat - Celtics

W niedzielę w Sopocie szósty półfinałowy mecz ekstraklasy mężczyzn pomiędzy Treflem i PGE Turowem (15, TVP Sport). W rywalizacji do czterech zwycięstw 3-2 prowadzi zespół ze Zgorzelca

Publikacja: 29.04.2011 22:26

„Nieuchronnie zbliża się koniec serii. Ale kto zagra w finale jest nadal sprawą otwartą" - mówił po meczu trener Turowa Jacek Winnicki. Nawet jeśli jego zespołowi brakuje do awansu tylko jednego zwycięstwa, przed spotkaniem w Sopocie można powiedzieć, że pewne jest tylko jedno: przeciwnikiem Asseco Prokomu Gdynia w pojedynku o mistrzostwo Polski będzie drużyna, której nazwa rozpoczyna się na literę T.

Półfinałowa rywalizacja Turowa i Trefla jest bardzo zacięta. Obydwa zespoły potrafią się wzajemnie zaskakiwać: tracić i odzyskiwać dobrą dyspozycję, budować wyraźną przewagę i ją trwonić, grać koncertowo i popełniać głupie błędy. Apogeum tej  zmienności nastąpiło w Zgorzelcu w czwartkowym meczu numer 5. Gospodarze prowadzili w nim już 13 punktami (44:31 w 20. minucie), by na 75 sekund przed końcem przegrywać 71:77. Zdołali jednak zwyciężyć 78:77, dzięki dobitce Konrada Wysockiego na 2 sekundy przed ostatnią syreną. Wynik byłby jednak korzystny dla gości, gdyby Paweł Kikowski w ostatniej sekundzie trafił spod samego kosza.

Po tym spotkaniu Trefl złożył do Polskiej Ligi Koszykówki protest, kwestionując decyzję arbitrów, którzy na 18 sekund przed końcem meczu, przy prowadzeniu gości 77:76, odgwizdali błąd kroków Lorinzie Harringtonowi, faulowanemu przez Toreya Thomasa w momencie, gdy wyskoczył do piłki podanej mu wszerz boiska zza linii bocznej.

W niedzielę każde rozstrzygnięcie jest możliwe. Żądny rewanżu i naprawy krzywd Trefl jest w stanie wygrać, wyrównać stan rywalizacji i doprowadzić do siódmego meczu w Zgorzelcu, który odbyłby się 4 maja.

Wielki bój na Wschodzie

Niedzielnym pojedynkiem Miami Heat z Boston Celtics (21.30, Canal+ Sport 2) rozpoczyna się druga runda play-off w NBA.

Dwa zespoły typowane przed sezonem jako najpoważniejsi kandydaci do zdetronizowania Los Angeles Lakers spotykają się już w półfinale Konferencji Wschodniej. Miał to być pojedynek o pierwszeństwo na Wschodzie i prawo gry w wielkim finale, ale szyki faworytom popsuli Chicago Bulls, najlepsza drużyna ligi w sezonie zasadniczym.

Ktoś z wielkiej dwójki odpadnie więc już w drugiej rundzie. Boston jako jedyny zespół w tegorocznym play-off bez porażki przeszedł pierwszą rundę. Eksperci spodziewali się, że będzie miał kłopoty z New York Knicks, tymczasem skończyło się czterema kolejnymi zwycięstwami. Wcześniej to samo mogli uczynić Heat, ale po trzech wygranych, przegrali jedno spotkanie z Philadelphia 76ers i ostatecznie skończyli rywalizację w pięciu meczach.

W sezonie zasadniczym Celtics wygrali trzy z czterech spotkań z Miami, ale przegrali to ostatnie, które zadecydowało, że drużyna z Florydy zepchnęła ubiegłorocznych finalistów i mistrzów z 2008 roku na trzecie miejsce w konferencji.

Tamte mecze teraz są jednak bez znaczenia. Przewagę własnego parkietu mają Heat, ale czy rzeczywiście jest to przewaga? W składzie Miami są wielkie indywidualności - LeBron James, Dwyane Wade, Chris Bosh, ale w Bostonie też nie brakuje gwiazd, a nawet jest ich więcej, gdyż obok Paula Pierce'a, Kevina Garnetta i Raya Allena wyrósł na takową także Rajon Rondo.

Ławka Celtics też wydaje się lepiej zbilansowana i bardziej zgrana. Wprawdzie po odejściu do Oklahomy Kendricka Perkinsa i wobec problemów ze zdrowiem Shaquille'a O'Neala pod koszem zespołu z Bostonu jest spora dziura, ale w składzie Heat na tej pozycji też nie ma wielkich asów, bo trudno za takowych uznać Zydrunasa Ilgauskasa czy Joela Anthony'ego.

Może się okazać, że James lub Wade sami wygrają jeden czy drugi mecz, ale na tym etapie rywalizacji liczy się przede wszystkim doświadczenie i zgranie. Co przesądzi o sukcesie?

„Nieuchronnie zbliża się koniec serii. Ale kto zagra w finale jest nadal sprawą otwartą" - mówił po meczu trener Turowa Jacek Winnicki. Nawet jeśli jego zespołowi brakuje do awansu tylko jednego zwycięstwa, przed spotkaniem w Sopocie można powiedzieć, że pewne jest tylko jedno: przeciwnikiem Asseco Prokomu Gdynia w pojedynku o mistrzostwo Polski będzie drużyna, której nazwa rozpoczyna się na literę T.

Półfinałowa rywalizacja Turowa i Trefla jest bardzo zacięta. Obydwa zespoły potrafią się wzajemnie zaskakiwać: tracić i odzyskiwać dobrą dyspozycję, budować wyraźną przewagę i ją trwonić, grać koncertowo i popełniać głupie błędy. Apogeum tej  zmienności nastąpiło w Zgorzelcu w czwartkowym meczu numer 5. Gospodarze prowadzili w nim już 13 punktami (44:31 w 20. minucie), by na 75 sekund przed końcem przegrywać 71:77. Zdołali jednak zwyciężyć 78:77, dzięki dobitce Konrada Wysockiego na 2 sekundy przed ostatnią syreną. Wynik byłby jednak korzystny dla gości, gdyby Paweł Kikowski w ostatniej sekundzie trafił spod samego kosza.

Sport
Rafał Sonik z pomocą influencerów walczy z hejtem. 8 tysięcy uczniów na rekordowej lekcji
doping
Witold Bańka jedynym kandydatem na szefa WADA
Materiał Partnera
Herosi stoją nie tylko na podium
Sport
Sportowcy spotkali się z Andrzejem Dudą. Chodzi o ustawę o sporcie
Sport
Czy Andrzej Duda podpisze nowelizację ustawy o sporcie? Jest apel do prezydenta