Ci, którzy ostrzyli sobie apetyty na finał z dwoma sąsiadami i adwersarzami z Trójmiasta – Asseco Prokomem i Treflem – muszą jeszcze poczekać. Zespół z Sopotu był blisko, ale przegrał półfinał (siedem meczów) z Turowem, co oznacza, że rywalizacja o złoto wróciła na stare dobrze znane szlaki i dystanse. Jak trzykrotnie w ostatnich czterech sezonach, w finale spotykają się drużyny z Gdyni i Zgorzelca – geograficznie najbardziej oddalone od siebie w Tauron Basket Lidze, sportowo najbardziej zasługujące na grę o złoto.
W pamięci kibiców koszykówki pozostają finały z lat 2007 – 2009, gdy Turów przegrywał z Prokomem 1-4, 3-4 i ponownie 1-4. Szczególny był finał z 2008 roku, gdy w barwach drużyny ze Zgorzelca, prowadzonej przez Saso FIlipovskiego, grali m.in. David Logan, Tomas Kelati, Andres Rodriguez, a w zespole rywali Milan Gurović, Tomas Masiulis, Donatas Slanina. Decydująca o mistrzostwie wyjazdowa wygrana Prokomu w Zgorzelcu ukierunkowała karierę trenera Tomasa Pacesasa na następne sezony.
Tamte porażki z obecnej drużyny ze Zgorzelca pamięta tylko Bartosz Bochno. Nowy Turów to waleczni Konrad Wysocki, Torey Thomas czy Robert Tomaszek, a także nieobliczalni David Jackson, Marko Brkić, Daniel Kickert. Ale czy to wystarczy na mistrza, który ma w swoim składzie pamiętających po kilka mistrzowskich tytułów i ubiegłoroczne sukcesy w Eurolidze Daniela Ewinga, Ratko Vardę, Adama Hrycaniuka, Ronniego Burrella czy Piotra Szczotkę?
W czwartej edycji pojedynku Północ – Południe faworytem jest Asseco Prokom, dla którego będzie to już dziesiąty kolejny występ w finale. Drużyna trenera Tomasa Pacesasa, po gorszym sezonie w europejskich pucharach i nie najlepszym początku w Tauron Basket Lidze, w końcowej fazie tych rozgrywek udowodniła, że wciąż jest najlepsza, zajmując pierwsze miejsce w tabeli po sezonie zasadniczym, oznaczające atut własnego parkietu do końca play-off. W finale może to mieć niebagatelne znaczenie.
W półfinale play-off mistrzowie Polski pokonali Energę Czarnych Słupsk 4-1 i już od 27 kwietnia czekali na rywala. Taka długa przerwa pozwala na zregenerowanie sił, wyleczenie kontuzji i urazów, ale może też spowodować „zardzewienie" zespołu wytrąconego na dłużej z meczowego rytmu. W przypadku Prokomu może być ona jednak dodatkowym atutem. Ta przerwa dała dodatkowy czas na dojście do formy i zgranie z drużyną największego gwiazdora Qyntela Woodsa, który od momentu powrotu do zespołu grał bardzo mało i był cieniem zawodnika sprzed roku. Ciekawe, czy Amerykanin zdąży jeszcze w tym sezonie pokazać się z dobrej strony.