Tomasz Gollob przyjechał do Terenzano jako murowany kandydat do zwycięstwa. Wygrywał we Włoszech rok i dwa lata temu, ubiegłoroczny sukces dał mu tytuł mistrza świata. Tym razem start na kameralnym stadionie Motoklubu Olimpia przyniósł mistrzowi jedynie 5 punktów i 13. miejsce.
Polak nie wygrał żadnego biegu w fazie zasadniczej, nawet jeśli dobrze startował. Zmiana motocykla też niewiele wniosła. Po dwóch startach Gollob miał jeden punkt, po czterech trzy, co oznaczało, że na pewno nie awansuje do półfinału. Tylko na pożegnanie z Terenzano stoczył wyrównaną walkę z Emilem Sajfutdinowem, ale i ją przegrał na ostatnim łuku.
Skorzystał lider klasyfikacji Amerykanin Greg Hancock, który powiększył przewagę nad Gollobem z 12 do do 22 punktów, to jest już dość poważna zaliczka.
Lepiej od lidera polskiej drużyny pojechali Jarosław Hampel (5. miejsce) i Janusz Kołodziej (7.). Do półfinału obaj awansowali efektownie, tor im nie przeszkadzał, wydawało się, że przynajmniej jeden z nich stanie na podium. Startowali w tym samym półfinale i solidarnie przegrali z Hancockiem i Duńczykiem Kennethem Bjerre.
Wygrał, trochę nieoczekiwanie, Andreas Jonsson. Szwed to obecnie ligowa gwiazda Dackarny i Zielonej Góry. Bywał już wysoko w turniejach Grand Prix, ale nigdy nie mówiono, że może być mistrzem świata. Od czasu seryjnych triumfów Tony'ego Rickardssona o takich szwedzkich aspiracjach było cicho, ale w Terenzano zwycięzca kilka razy powtarzał, że czas na zmianę.