Weekend na spektakularnym torze w Singapurze zaczął się od organizacyjnej wpadki: pierwszy trening ruszył z opóźnieniem i został skrócony o pół godziny, bo sędziowie mieli zastrzeżenia do poziomu bezpieczeństwa.
Po treningu azjatyckiego Pucharu Porsche Carrera w niektórych miejscach toru poluzowały się biało-czerwone krawężniki, zwane w wyścigowym żargonie tarkami. Plastikowe elementy o pofałdowanej powierzchni wyznaczają granice toru i jednocześnie zniechęcają kierowców do skracania sobie drogi, bo jazda po nich powoduje wibracje i w ekstremalnych przypadkach może zakończyć się uszkodzeniem ogumienia lub przedniego skrzydła. Poluzowane tarki wzbudziły zrozumiały niepokój kierownictwa zawodów i porządkowi gorączkowo usuwali zagrażające bezpieczeństwu kierowców elementy. Słusznie zdecydowano, że lepiej w ogóle się ich pozbyć, niż ryzykować całkowite się ich oderwanie pod kołami bolidów.
Przez to uciekło pierwsze 30 minut piątkowych jazd. Zwykle na początku pierwszej sesji kierowcy spokojnie czekają na poprawę warunków, ale na nietypowym torze w Singapurze okrążenia treningowe są bardzo cenne. Fakt, że jeździ się tu po zmroku i w świetle potężnych reflektorów nie ma większego znaczenia dla zawodników, liczy się raczej odpowiednie dostosowanie samochodów do wyboistej nawierzchni ulicznej trasy i zadbanie o takie ustawienia, które zapewniają jak najlepsze wyjście z każdego z 23 zakrętów tego przypominającego betonowy labirynt toru.
Wieczorna pora rozgrywana kwalifikacji i wyścigu to ukłon nie tylko w stronę europejskich telewidzów, ale także spora ulga dla kierowców. Równikowe upały panujące za dnia zamieniłyby jazdę w prawdziwą torturę. Po zachodzie słońca jest nieco chłodniej, ale zachowanie pełnej koncentracji w trakcie długiego wyścigu (żadna z trzech poprzednich edycji GP Singapuru nie trwała krócej niż godzinę i 56 minut, a regulaminowy maksymalny czas trwania zawodów wynosi dwie godziny) po wąskim i nierównym torze będzie nie lada wyzwaniem.
Po skróconych piątkowych jazdach wydaje się, że walka o zwycięstwo powinna się rozegrać między zmierzającym po drugi z rzędu mistrzowski tytuł Vettelem i wiceliderem klasyfikacji Fernando Alonso. Na pojedynczym okrążeniu szybszy o 0,2 sekundy był kierowca Red Bulla, ale przy sprawdzianach samochodów obciążonych paliwem na wyścig różnice między nimi były niewielkie.