Za uczestnikami już połowa trasy, więc tradycyjnie Dakar zatrzymał się na 24 godziny, żeby dać wytchnienie tym, którzy dotrwali. Żeby odpoczynek lepiej smakował, organizatorzy siódmy etap poprowadzili wokół Copiapo – miejsca w zgodnej opinii najbardziej nielubianego w całym rajdzie.
Trasa co roku się trochę zmienia, ale ta miejscowość pozostaje, żeby każdy, kto będzie zamierzał tu wrócić, dobrze się zastanowił, czy naprawdę chce to przeżyć.
Przejechać Copiapo i pojechać dalej to marzenie każdego, kto staje na starcie, od kiedy rajd przeniósł się do Ameryki Południowej. Okolice tego chilijskiego miasta najbardziej przypominają odcinki afrykańskie z piaskami i wydmami. Krzysztof Hołowczyc dwa lata temu w tej okolicy urwał wał napędowy, więc na trasę ruszał z mieszanymi uczuciami.
Startował jako pierwszy, po wygraniu piątego etapu, i na pierwszym punkcie kontrolnym utrzymał prowadzenie. Później było już jednak gorzej.
Na drugim pomiarze czasu był dopiero siódmy i potem mozolnie odrabiał straty. Dopiero na mecie się okazało, co było przyczyną jego chwilowych problemów.