Mama bardzo rozpuszczała mnie i mojego brata Janka. Pewnie dlatego jestem dziś taki, jaki jestem.
Czyli jaki?
Jestem rozpuszczonym dzieciakiem i ciężko to zmienić. Samodzielny nie jestem. Od czterech lat mieszkam sam, ale gdyby pan zobaczył moje mieszkanie, toby się pan przestraszył.
Ugotuje pan coś?
Tak, ale wolę nie gotować. Raz w tygodniu mi się zdarzy, wolę raczej wyjść gdzieś z kolegami albo wpaść do Bobbie. Nie sprzątam, piorę, jak już nie mam co na siebie włożyć. Ale dla mnie to było normalne, że jak wracałem z treningu i stawiałem torbę w przedpokoju, to po dwóch minutach mama już wszystko prała, a obiad stał na stole. U Bobbie było to samo. Wiem, jak zrobić pranie, ale mi się nie chce.
Jak to się stało, że chłopak z grochowskich bloków pokochał Londyn?
W Warszawie mieszkałem na Grochowie, ale nie żyłem życiem blokersa, tak jak większość moich kolegów. Nie siedziałem na ławce i nie piłem piwa, tylko jechałem autobusem na trening. Bardzo łatwo przyszło mi przyzwyczaić się do nowego świata. Kiedy byłem mały, na każde wakacje jeździłem do babci na wieś i też mi się podobało. Widocznie nowe miejsca nie sprawiają mi problemów.
Pewnie usłyszał pan już o wodzie sodowej, która uderzyła panu do głowy?
Wiele osób teraz tak mnie opisuje. Opowiadają, że znali Szczęsnego, zanim wyjechał do Anglii, a dziś już nie znają. Polska to taki kraj, gdzie jak ci dobrze idzie, to cię nienawidzą, tylko najbliżsi nie czują zawiści. Ale mnie to obgadywanie za plecami nie przeszkadza. Wiele znajomości skończyłoby się, nawet gdybym nie wyjechał.
Potrafi się pan dzielić zarobionymi pieniędzmi?
Tak wypada. Przecież nie będę patrzył, jak mama rozmarzonymi oczami patrzy na nowy dom albo samochód.
Czyli co pan robi?
Kupiłem jej i wymarzony dom, i wymarzony samochód. Fajnie jest spełniać marzenia bliskich. Zawdzięczam rodzinie tak dużo, że skoro moje pieniądze mogą jej dać lepsze życie, to warto. Czasami chodzi o drobiazgi, mój brat Janek ostatnio chciał pojechać z dziewczyną na narty, a nie miał pieniędzy, więc zaproponowałem pomoc.
Gigantyczne zarobki bardzo pana zepsuły?
Znajomi, z którymi czuję się na tyle komfortowo, że rozmawiamy o pieniądzach, pytają, co z robię z taką pensją. Na moim koncie bieżącym nie mam jednak wiele, dużo inwestuję w nieruchomości, część idzie na lokaty. Poza tym nie mam okazji, żeby rozpuścić zarobki. Jeśli chcę sobie zrobić prezent i kupić wymarzony samochód, robię to, ale na kasyno nie mam.
Ma pan jakąś słabość?
Żadnej, która miałaby wpływ na moją formę na boisku. Jestem zakupoholikiem, ale to dotyczy tylko ubrań, więc jest jakiś limit, którego kupując ciuchy, nie da się przekroczyć. Jeśli muszę iść spać o 23, żeby następnego dnia dobrze wypaść na treningu, to kładę się do łóżka, nawet jeśli mi się nie chce.
Co można panu kupić na urodziny, rodzina musi mieć problem...
Już się przyzwyczaili do takiej sytuacji, ale na szczęście moi bliscy są bardzo kreatywni i zawsze znajdą coś, na co oczywiście mnie stać, ale nie wpadłbym na pomysł, żeby sobie to kupić.
Na przykład?
Tata kupił mi ostatnio zestaw sztućców. W życiu bym o tym nie pomyślał, bo wystarcza mi IKEA, ale przecież fajnie mieć taki profesjonalny, elegancki komplet. Zdarzają się też prezenty muzyczne, a babcia dała mi obraz, który kojarzy mi się z dzieciństwem.
Pierwsze święta Bożego Narodzenia poza domem?
Wszystkie spędziłem z rodziną. Na pierwsze trzy po transferze do Arsenalu dostałem w klubie wolne, teraz urządzam Wigilię u siebie. 18. urodziny też miałem w Londynie z rodziną. Gorzej jest z sylwestrem, spędzam go w hotelu przed meczem albo sam w domu przy kieliszku szampana. Popatrzę na fajerwerki i o pierwszej idę spać. Nie ma sensu nikogo zapraszać.
Czuje się pan światowcem?
Przyzwyczaiłem się do takiego życia i radzę sobie. Głównie polega to na tym, że trzeba polubić hotele.
Takie życie niektórym miesza w głowie.
Bo bywa nużące, ale ja je kocham. Ostatnio mieliśmy taki tydzień, w którym graliśmy trzy mecze wyjazdowe – to przesada. Ale jeśli raz na tydzień możesz spędzić w hotelu noc, to nawet jest oczyszczające. Pokłóciłeś się z dziewczyną, ale wyjeżdżasz i wszystkie problemy masz gdzieś.
Pan żyje w Londynie czy tylko mieszka? W Legii są piłkarze, którzy nie wiedzą, gdzie jest Nowy Świat.
Big Bena czy London Eye zobaczyłem od razu, ale pierwsze trzy lata w Anglii tylko mieszkałem. Rano trening, później im dłużej w ośrodku treningowym, tym lepiej. Wracałem i odpoczywałem. Zadawałem się głównie z kolegami piłkarzami, którzy żyją tak, jak pan powiedział. Myślę, że wielu z nich nie było w teatrze czy na musicalu, a z takich możliwości w Londynie nie wypada nie korzystać. Godzinę przed spektaklem można jeszcze zarezerwować bilet w dobrym miejscu. Zacząłem poznawać atrakcje miasta, gdy zaprzyjaźniłem się z ludźmi niezwiązanymi z futbolem. Stało się tak, dopiero gdy zamieszkałem we własnym mieszkaniu.
Brukowiec "The Sun" złapał już pana w nocnym klubie.
Bo często tam bywam, ale nigdy, jeśli następnego dnia jest trening. Gdy mam wolne w środku tygodnia, to dlaczego nie? Dopóki nie upijasz się tragicznie i chcesz się tylko dobrze pobawić, a poza tym możesz wrócić o 3 rano i spać do południa – nie widzę w tym nic złego. Nie chowam się, mogę wypić trzy piwa i wrócić do domu w środku nocy.
Kultura WAG's, dziewczyn, które wskakują piłkarzom do łóżek, też panu odpowiada?
Myślę, że Polacy tego jeszcze nie rozumieją. W Anglii kobiety szukają piłkarzy, żeby zostać ich żonami. To przeszkadza w karierze. Młodzi sportowcy lubią piękne kobiety, to jest normalne, ale niestety tym dziewczynom zależy głównie na zarobieniu pieniędzy kosztem znanego zawodnika. Wiem na 100 procent, że w Arsenalu nikt nie dał się złapać, bo żony i dziewczyny moich kumpli są naprawdę w porządku. Ale bywało, że przedstawiano mi jakąś kobietę i słuchałem, jak to nigdy nie chciałaby być związana z piłkarzem, a potem dowiadywałem się, że miało ją w łóżku pół Premiership. Szybko kończę takie znajomości, bo lubię ludzi, którzy cenią mnie za to, jaki jestem, a nie za portfel i popularność.
W ubiegłym roku rozstał się pan z dziewczyną...
Tak, po bardzo długim związku, i było to trudne doświadczenie. Cieszę się, że mam z Sandrą świetny kontakt, bo była moją pierwszą miłością, z szacunku dla niej nie będę mówił o rozstaniu, ale na pewno zmieniło mnie to w dużym stopniu. Zrozumiałem, że nie wszystko idzie po mojej myśli, a do tej pory w moim życiu zawsze tak było.
Problemy odbiły się na grze?
Nigdy nie pozwolę, by sprawy osobiste miały wpływ na to, co dzieje się na boisku.
Czasami się nie da.
Miałem pomoc świetnego psychologa w klubie, z którego porad w ciężkich chwilach musiałem często korzystać. Ale nie zdarzyło się, żebym pomyślał na boisku o czymś innym niż gra. Potrafię kontrolować swoje emocje, a rola psychologa w sporcie jest nieoceniona. Nie wiedziałem o tym, dopóki nie zacząłem z nim współpracować.
Dlaczego nie używa pan już Twittera?
Zrezygnowałem właśnie w trudnym okresie. Trzy porażki z rzędu, rozstanie z dziewczyną. Wróciłem do domu wściekły i stwierdziłem, że może lepiej od czasu do czasu po prostu się zamknąć. Fajnie dostać 1500 wiadomości dziennie, jaki to jestem cudowny, ale czasami lepiej to, co ma się do powiedzenia, pokazać na boisku. Zrozumiałem to i nie żałuję decyzji. Wiele osób mi już pogratulowało.
O tacie koledzy mówili Wielka Gęba.
Zdaję sobie sprawę, że czasem mówię to, czego inni nie powiedzą. Wcześniej czy później też będę Wielką Gębą, ale wolę nie mówić pewnych rzeczy w nieodpowiednim czasie.
Zmienił się pana gust po przeprowadzce do Anglii?
Zespół Oasis lubię do dziś, przecież Wonderwall podoba się wszystkim... W Polsce był taki okres, kiedy nosiłem szerokie spodnie i słuchałem rapu. Gdy przyjechałem do Londynu, miałem jedną parę takich szerokich spodni, które założyłem przed wyjściem do klubu. I nigdy więcej tego nie powtórzyłem. Pokazują mi teraz zdjęcia – w wieku 16 lat byłem łysy i chodziłem w bluzach z kapturem, czyli wyglądałem jak typowy Polak. Teraz zmieniłem fryzurę, wyglądam jak Anglik. Może stało się tak, bo mieszkam w Londynie, może dorosłem...
Co gra w tych wielkich słuchawkach, gdy wysiada pan z autokaru przed meczem?
To mój jedyny przesąd, przed meczem słucham tylko Carlosa Santany. Nie wiem, kiedy się nim zaraziłem, poszedłem kiedyś na koncert w Warszawie i nie przestałem słuchać. Jazz mnie nie wciągnął, tata coś tam próbował podrzucać niby podobnego do Santany, ale nie udało się. Są piłkarze, którzy przed meczem muszą słuchać energetycznej muzyki, a ja potrzebuję się wyciszyć.
Czego słucha się w szatni?
Theo Walcott zarządził, że każdy zawodnik i trener da po jednej piosence i zrobimy losową playlistę. To fajny pomysł. Wenger dał jakąś muzykę pogrzebową, więc od razu po cichu ktoś tam "next" naciska. Niestety, to samo często dzieje się, gdy leci moja "Samba Pa Ti". No ale co ja poradzę, że chłopaki nie znają się na muzyce?
Wróci pan kiedyś do Polski?
Wątpię. Nie wiem, jak się moje życie potoczy, ale na dziś nie wyobrażam sobie, bym mógł mieszkać gdziekolwiek poza Londynem.
rozmawiał Michał Kołodziejczyk