Reklama

Manny Pacquiao wpadł na minę

Juan Manuel Marquez w szóstej rundzie znokautował w Las Vegas Manny,ego Pacquiao. To była ich czwarta walka.

Publikacja: 10.12.2012 00:55

Do końca szóstej rundy brakowało już tylko sekundy, Manny Pacquiao padł i już nie wstał

Do końca szóstej rundy brakowało już tylko sekundy, Manny Pacquiao padł i już nie wstał

Foto: AFP

Szesnaście tysięcy ludzi w MGM Grand Arena zamarło z przerażenia, gdy 34-letni Filipińczyk, były mistrz świata w ośmiu kategoriach wagowych, padł na twarz po prawej kontrze o pięć lat starszego Marqueza i leżał bez ruchu.

– To był cios marzenie – powie później Roy Jones junior, była znakomitość ringów. – Tak, to było idealne uderzenie, ale nie było w tym przypadku. Czekałem cierpliwie, widząc, że Pacquiao chce mnie znokautować i atakuje odkryty – mówił szczęśliwy Marquez, który wreszcie dopiął swego.

Po pięciu rundach na kartach punktowych u każdego z sędziów prowadził Pacquiao 47:46, choć w trzecim starciu leżał na deskach po potężnym prawym sierpowym. Szybko jednak doszedł do siebie i kilka minut później, w piątej rundzie, liczony był Marquez. Wydawało się, że od tego momentu przewaga leworęcznego Filipińczyka będzie się powiększać. Częściej trafiał, a rywal coraz mocniej krwawił z rozbitego nosa.

W ostatnich sekundach szóstego starcia Pacquiao popełnił jednak błąd. Zaatakował odkryty i wpadł na minę. W walce z tak wytrawnym kontrbokserem jak Marquez za takie błędy płaci się wysoką cenę. Widok żony Pacquiao, tonącej we łzach w objęciach promotora Boba Aruma, wystarczał za komentarz. Jeden z najlepszych współczesnych pięściarzy i najlepiej zarabiających sportowców na świecie leżał bez czucia. – W takich chwilach przez głowę przebiegają różne myśli, nawet te najgorsze. Nigdy nie wiadomo, co może się stać – mówił Jones jr.

Reklama
Reklama

To była czwarta wojna filipińsko-meksykańska. Pierwsza w 2004 roku, jeszcze w wadze piórkowej, zakończyła się remisem, choć Marquez już na początku trzy razy leżał na deskach. W drugim pojedynku (2008) Meksykanin też był liczony, ale werdykt przyznający niejednogłośne zwycięstwo „Dumie Filipin" przyjęto gwizdami, podobnie jak po ostatniej walce, w listopadzie ubiegłego roku. Wtedy walczyli już o tytuł mistrzowski w kategorii półśredniej, tyle że w nieco niższym limicie (144 zamiast 147 funtów).

Teddy Atlas, pierwszy trener Mike'a Tysona, dziś komentator telewizji ESPN stawiał na Marqueza. – Jeśli sędziowie nie będą ślepi lub skorumpowani, jak w ostatnich pojedynkach, wygra lepszy, czyli Juan Manuel. Nie był jedynym, który tak typował, ale nie mniej zwolenników miał  „Pacman". – Tym razem znokautujemy Marqueza i zakończymy tę historię. Piątej walki nie będzie – zapewniał trener Filipińczyka Freddie Roach.

A Ignacio „Nacho" Beristain, który pracował z 25 mistrzami świata, ripostował: – To my wygramy i będziecie prosić o rewanż.

Twierdził przy tym, że nie będzie brutalnej wojny na wyniszczenie, a jego zawodnik wygra sprytem, nie siłą. – Pacquiao mu w tym pomoże, jeśli dziko zaatakuje – dodał, przewidując, co się stanie.

Filipińczyk, gdy już odzyskał świadomość, powiedział, że był nieostrożny i spotkała go kara, ale powiedział też, że nie zamierza kończyć kariery, musi tylko trochę odpocząć. Jego promotor Bob Arum, przypomina sagę z udziałem Sugara Raya Robinsona i Jake'a LaMotty. – Oni walczyli sześć razy, może pobijemy ich rekord – mówi były nowojorski adwokat, który promował ponad 1,5 tysiąca gal na całym świecie. – Ludzie kochają takie seriale, bokserskie wojny, w których wszystko może się zdarzyć – mówił  w Las Vegas.

Arum wie, jak zarabiać pieniądze, a Pacquiao to wciąż kura znosząca złote jaja. 16 tysięcy ludzi w MGM Grand Arena, dochód ze sprzedaży biletów sięgający 11 mln dolarów. Przegrany nie może narzekać na honoraria. Gaża w wysokości 8,5 mln oraz gwarantowane 26 mln z pay per view  (a może być znacznie więcej) osłodzi mu gorycz klęski. Marquez otrzyma odpowiednio 3 i 6 mln.

Reklama
Reklama

Obaj na razie nie mówią o przyszłości. Meksykanin chce się nacieszyć życiowym sukcesem (choć stawką nie był tym razem mistrzowski pas), a filipiński kongresmen ma dylemat, co robić dalej. Odpocząć i wrócić, czy poświęcić się polityce. W szatni przed walką z Marquezem odwiedził go niedoszły prezydent USA Mitt Romney i życzył powodzenia, nie tylko w ringu.

Freddie Roach też jest na rozdrożu. Jego gwiazdy ostatnio przegrywają: Amir Khan z Danny Garcią, Julio Cesar Chavez Jr z Gabrielem Martinezem, teraz Manny. Pytany, co dalej z Pacquiao, powiedział dla Yahoo Sports News: – Możliwa jest emerytura i możliwy rewanż. Jeśli zobaczę niebezpieczne sygnały, to sam mu powiem, że czas kończyć.

—piw

Sport
Iga Świątek, Premier League i NBA. Co obejrzeć w święta?
Sport
Ślizgawki, komersy i klubowe wigilie, czyli Boże Narodzenia polskich sportowców
Sport
Wyróżnienie dla naszego kolegi. Janusz Pindera najlepszym dziennikarzem sportowym
Sport
Klaudia Zwolińska przerzuca tony na siłowni. Jak do sezonu przygotowuje się wicemistrzyni olimpijska
Materiał Promocyjny
Polska jest dla nas strategicznym rynkiem
Olimpizm
Hanna Wawrowska doceniona. Polska kolebką sportowego ducha
Materiał Promocyjny
Podpis elektroniczny w aplikacji mObywatel – cyfrowe narzędzie, które ułatwia życie
Reklama
Reklama
REKLAMA: automatycznie wyświetlimy artykuł za 15 sekund.
Reklama