Korespondencja z Bethlehem
– Nie jestem Muhammadem Alim, nie typuję, w której rundzie i w jaki sposób pokonam Adamka. Wierzę, że to będzie dobra walka, że pokażemy dobry boks, ale to ja wyjdę z niej zwycięsko i zajmę jego miejsce – mówił Steve Cunningham na konferencji prasowej w kasynie Sands.
Były mistrz świata organizacji IBF w wadze junior ciężkiej unika kategorycznych stwierdzeń, podobnie jak Tomasz Adamek, ale jest przekonany, że to jego umiejętności zadecydują o wygranej na punkty. – Cenię Adamka, wiem, że ma szczękę z tytanu i serce wojownika, ale to za mało, by mnie pokonać. Cztery lata temu trochę go zlekceważyłem i zostałem za to ukarany, tracąc mistrzowski pas. Teraz stoję przed szansą, by wrócić do wielkiej gry, już w wadze ciężkiej. Stawką w tym 12-rundowym pojedynku jest przecież nie tylko pas IBF North America, ale pozycja nr 2 w rankingu tej organizacji – podkreśla Cunningham.
Polski bokser jest pewny swego, choć tego nie podkreśla. – Steve się mocno zdziwi w sobotę, bo zobaczy innego Adamka. Inaczej ustawionego, mocniej bijącego, niedającego się bezkarnie trafiać – obiecuje Góral z Gilowic, były mistrz dwóch kategorii, półciężkiej i junior ciężkiej.
Naazim Richardson, trener Cunninghama, chwali Polaka, podkreśla, że jest jednym z bardziej niedocenianych pięściarzy wagi ciężkiej, ale od razu dodaje, że wie, jak go pokonać.