Po siedmiu wyścigach liderem mistrzostw świata jest Sebastian Vettel. Niemiec wyrobił sobie w punktacji taką przewagę, że niezależnie od wyników wyścigu na torze w Silverstone pozostanie na pierwszym miejscu. Wygrana to 25 punktów, a drugi w klasyfikacji Fernando Alonso traci do niego o jedenaście więcej. Kolejny dobry występ Vettela pomógłby mu w marszu po czwarty z rzędu tytuł.
Jego zespół, Red Bull, tradycyjnie świetnie sobie radził na angielskim torze. Szybkie łuki premiują wydajną aerodynamikę i w ostatnich czterech startach najlepsza obecnie ekipa w stawce triumfowała tutaj trzy razy. Szkopuł w tym, że dwa zwycięstwa odniósł drugi kierowca Red Bulla, Mark Webber. Australijczyk czuje się na Silverstone jak w domu.
Mieszka kilkadziesiąt kilometrów od toru i w dniu wyścigu relaksuje się, wyprowadzając rankiem swoje psy na spacer. Wskakuje potem w helikopter i przylatuje „do pracy". – Kocham ten tor, bo to jedno z niewielu miejsc, w których samochód F1 się nie krztusi. Szybkie łuki dają fantastyczne odczucia – mówi.
Webber będzie miał w ten weekend ostatnią szansę na przeżycie cudownych chwil. W czwartek ogłosił zakończenie kariery w F1 i po sezonie przejdzie do wyścigów długodystansowych, gdzie będzie reprezentował barwy Porsche. W czasie siedmiu lat startów w Red Bullu Australijczyk wygrał dziewięć wyścigów i dwa razy zajął trzecie miejsce w mistrzostwach świata. Najbardziej zasłynął jednak z darcia kotów z Vettelem i oskarżania zespołu o faworyzowanie Niemca – kulminacją był tegoroczny wyścig w Malezji, kiedy wbrew poleceniom ekipy mistrz świata wyprzedził Webbera i sprzątnął mu wygraną sprzed nosa.
Red Bull zapowiedział, że nie będzie się spieszył z podaniem nazwiska nowego partnera Vettela. Wiele wskazuje na to, że nie będzie to żaden z kierowców juniorskiej ekipy austriackiego koncernu, czyli Toro Rosso. Na giełdzie plotek króluje pogłoska, że miejsce Webbera zajmie w przyszłym sezonie Kimi Raikkonen.