
Jak się panu pracuje w PZPN?
Roman Kosecki:
Szczerze? Średnio. Jestem pomijany, a krytykuje się mnie, sugerując, że jestem betonem.
Z czego to wynika?
Aktualizacja: 10.07.2013 00:41 Publikacja: 10.07.2013 00:39
Foto: ROL
Jak się panu pracuje w PZPN?
Roman Kosecki:
Szczerze? Średnio. Jestem pomijany, a krytykuje się mnie, sugerując, że jestem betonem.
Z czego to wynika?
Nie wiem, ale zaczęło się przed kilkoma miesiącami, a apogeum nastąpiło po czerwcowym zjeździe PZPN. Miałem inne zdanie niż Zbigniew Boniek na temat zmian w statucie, więc zostałem przez niego publicznie skrytykowany. Problem w tym, że zdanie podobne do mojego miało 98 procent delegatów. Nie poparli oni propozycji zmian, dotyczących m.in. liczby delegatów na kolejne zjazdy, co wiąże się z reformą rozgrywek ekstraklasy i pierwszej ligi. Zgodnie z propozycjami miałoby się to odbyć kosztem okręgów. Nie udało się także przeforsować projektu zakazu kandydowania do władz związku czynnych polityków.
Widzę trochę sensu w tych propozycjach.
To rozmawiajmy o nich. Prezes zachował się jak władca, któremu wydaje się, że jego pomysły są jedynymi słusznymi i nie podlegają dyskusji. Delegaci pochodzą z wyboru i nie są maszynkami do głosowania. Mają swoje zdanie i nie boją się go przedstawiać. Nie można nazywać ich wrogami tylko dlatego, że nie podzielają poglądów szefa. Można im zaproponować zmiany, ale nie wolno ich narzucać, a potem obrażać się na tych, którzy myślą inaczej. Mnie to tym bardziej boli, że w atakach biorą udział członkowie Komisji Medialnej PZPN albo dziennikarze do specjalnych poruczeń, których nie tylko ja nazywam pinczerami.
O tym pan ze mną nie porozmawia. Uważam, że Janusz Basałaj w roli ministra propagandy PZPN spisuje się wzorowo, jest skuteczny i zasługuje na nagrodę prezesa.
W atakach na mnie biorą udział dziennikarze do specjalnych poruczeń
Powiem więcej. Sekretarza generalnego także. Ale pan Basałaj nie stoi na czele komisji robiącej PR prezesowi, tylko musi dbać o wizerunek całego związku. Powinien to zrozumieć zwłaszcza teraz, kiedy po zjeździe okazało się, że PZPN to nie tylko prezes.
Zbigniew Boniek zaznaczył, że zakaz kandydowania dla polityków nie dotyczy pana, bo prawo nie działa wstecz. Nie powinien pan w tej sytuacji czuć się pokrzywdzony.
Dziękuję prezesowi za tę łaskawość. Tylko że ja politykiem jestem dziś, a jutro mogę nie być. Startowałem w wyborach na prezesa jako były reprezentant Polski, trener, właściciel szkółki piłkarskiej z sukcesami. Czyli człowiek mający w piłce nożnej osiągnięcia i doświadczenie. Różnię się pod tym względem od polityka, który nie ma pojęcia o futbolu, a chciałby sobie dopisać do CV funkcję prezesa PZPN.
Jak Andrzej Olechowski?
Chociażby. Ale znam więcej takich osób. Jeśli więc słyszę słowa Bońka „Kosecki mnie rozczarował", to zastanawiam się o co mu chodzi. Przez pierwszych kilka miesięcy po wyborze władz często rozmawialiśmy ze sobą. Teraz intensywność tych spotkań jest rzadsza, bo Zbyszek sporo czasu spędza poza Polską. A ja uważam, że dyskusje są podstawą działalności w takiej instytucji jak PZPN.
Czy z panem, jako wiceprezesem do spraw szkolenia, ktoś dyskutował na temat reformy ekstraklasy?
Nie. Dowiedziałem się o niej na posiedzeniu zarządu, w tym samym czasie co wszyscy inni jego członkowie. To była informacja o zmianach, a nie konsultacja. Nie tak to się powinno załatwiać.
A co pan zrobił w związku przez ponad pół roku działalności?
Realizuję swój program wyborczy. Pracuję w grupie trenerów PZPN. Wspólnie przeprowadziliśmy reformę reprezentacji młodzieżowych, które zostały podzielone na cztery kategorie wiekowe – od U-15 do U-21, ale łączą je ci sami, współpracujący ze sobą trenerzy. Doprowadziliśmy do powstania centralnej ligi juniorów, która zastąpi rozgrywki Młodej Ekstraklasy. Ona miała swoje zalety, ale fakt, że wbrew nazwie grywali tam starsi zawodnicy i nie można było spaść, kłócił się z zasadami rywalizacji. W lidze juniorów będziemy mieli przegląd młodych graczy, zarejestrowanych w klubach ekstraklasy. Doprowadzimy też wreszcie do unifikacji rozgrywek dzieci i młodzieży, z czym od lat trudno dać sobie radę. Chodzi o to, żeby w całej Polsce grano według takich samych zasad, zarówno jeśli chodzi o wielkość boisk, jak i liczbę zawodników w drużynie. Wprowadzimy również takie same dla wszystkich systemy szkolenia.
Słyszałem o propozycji przeniesienia Szkoły Trenerów PZPN z AWF w Warszawie do filii tej uczelni w Białej Podlaskiej. Podobno rektor AWF dowiedział się o tym jako ostatni.
Doszło rzeczywiście do niezręcznej sytuacji, bo Zbyszek Boniek podpisał list intencyjny w Białej Podlaskiej, nie powiadamiając o tym uczelni warszawskiej. Biuro związku nie dopilnowało. Co do sensu przeniesienia zdania są podzielone. Nie ulega wątpliwości, że w Białej Podlaskiej są znakomite warunki, a odległość od Warszawy nie jest duża.
Zarząd PZPN będzie musiał odnieść się do ukarania sędziego Huberta Siejewicza za złamanie zakazu udziału w zakładach bukmacherskich. Pan też, podobnie jak Zbigniew Boniek, jest za karą?
Zdecydowanie tak. Ale mam nadzieję, że przy tej okazji dojdzie do dyskusji. Ukaraliśmy sędziego, ale przecież prezes związku sam na jednym z portali reklamuje zakłady bukmacherskie, czyli zachęca do gry. To jest dla Zbyszka Bońka bardzo niekomfortowa sytuacja.
Jednak prawo mu tego nie zabrania.
Prawo nie, są jednak jeszcze dobre obyczaje. Nie słyszałem, żeby jakiś inny prezes związku piłkarskiego brał udział w podobnej reklamie.
Prezes musi też z czegoś żyć.
Powinien mieć pensję w PZPN. Ja mówiłem, że gdybym został wybrany, brałbym pensję, bo to jest ciężka praca, wymagająca czasu i dużej odporności psychicznej. Zbyszek mówił, że nie będzie brał pieniędzy.
Nikt z członków zarządu ich nie bierze?
Nie wiem. Ja nie. Podobno są jakieś premie uznaniowe i inne formy gratyfikacji, karty kredytowe. Jedni z nich korzystają, inni nie. Nie mam duszy śledczego, żeby to sprawdzać, ale może kiedyś ktoś będzie musiał to zrobić.
Wracam do pierwszego pytania. Sprawia pan wrażenie człowieka zrezygnowanego.
Nieprawda. Mam wciąż dużo zapału, ale i dyskomfort, bo inaczej sobie pracę w PZPN wyobrażałem. Myślałem, że będziemy pracować wszyscy razem, będą nas łączyły te same cele. Tak niestety nie jest.
Może pan ustąpić...
Nie ma mowy. Mam swój program, jestem tu, bo ktoś na mnie głosował. A poza tym nie lubię przegrywać. Taki byłem na boisku i gdy jako piłkarz wojskowej Legii poparłem przed wyborami „Solidarność", a potem Lecha Wałęsę. Jestem przyzwyczajony do walki. Szkoda tylko, że ktoś robi ze mnie wroga w szeregach, które uważałem za swoje.
© Licencja na publikację
© ℗ Wszystkie prawa zastrzeżone
Źródło: Rzeczpospolita
Jak się panu pracuje w PZPN?
Roman Kosecki:
Rząd teoretycznie zostawia spółkom Skarbu Państwa wolną rękę w kwestii sponsorowania sportu, ale kodeks dobrych...
W środę, 9 kwietnia, w warszawskim hotelu Sheraton Grand odbyła się druga gala plebiscytu Herosi WP, podczas któ...
W krakowskiej Tauron Arenie odbyła się największa w historii lekcja z udziałem niemal 8 tys. uczniów szkół ponad...
Witold Bańka jest jedynym kandydatem na szefa Światowej Agencji Antydopingowej (WADA). Polak może pozostać na st...
Druga gala Herosów odbędzie się w środę 9 kwietnia w Warszawie. W głosowaniu plebiscytu WP SportoweFakty interna...
Lenovo jest liderem rynku komputerów PC w Polsce. Motorola jest tu jednym z liderów rynku smartfonów.
Masz aktywną subskrypcję?
Zaloguj się lub wypróbuj za darmo
wydanie testowe.
nie masz konta w serwisie? Dołącz do nas