Reklama
Rozwiń

Wielki duch małych reprezentacji

Kiedy oglądający transmisję losowania grup eliminacyjnych mistrzostw Europy piłkarze Gibraltaru dowiedzieli się, że będą grać z Niemcami, wyrzucili z radości ręce w górę. Różnica między małymi krajami i federacjami a średnimi, takimi jak Polska polega na tym, że ci pierwsi marzą o wylosowaniu potentatów, a ci drudzy proszą Boga, aby na nich nie trafić.

Publikacja: 26.02.2014 06:51

Stefan Szczepłek

Stefan Szczepłek

Foto: Fotorzepa, Ryszard Waniek Ryszard Waniek

Pod względem liczby ludności Gibraltar ma wielkość polskiego miasta powiatowego, więc możliwości zbudowania mocnej drużyny są niewielkie. Andrzej Szarmach zdziwi¸ się nawet, że w Gibraltarze jest jakaś drużyna piłkarska. No bo gdzie oni mają grać na tej skale. Okazuje się, że jest, ma stadion o nazwie Victoria, na którym gra aż dziewięć drużyn, w tym Manchester United Gibraltar. Stadion znajduje się tuż obok pasa startowego lotniska, które Polakom kojarzy się z tragiczną śmiercią generała Władysława Sikorskiego.

Stadion jest tak mały i taki ascetyczny, że UEFA nie wydała mu certyfikatu na spotkania międzypaństwowe. Swój pierwszy mecz międzypaństwowy, w listopadzie ubiegłego roku, Gibraltar rozegrał więc w Faro, na niszczejącym stadionie, zbudowanym z myślą o mistrzostwach Europy w Portugalii w roku 2004. Mimo to pojechali tam gibraltarscy kibice, którzy stali się świadkami sensacyjnego remisu ze Słowacją 0:0. I co tu się dziwić, że Gibraltar czeka teraz na Niemców.

Ponad 20 lat temu w podobnej sytuacji znaleźli się piłkarze Wysp Owczych. To jest terytorium należące do Danii, które w roku 1990 zostało członkiem UEFA i nabrało praw do uczestnictwa w rozgrywkach międzynarodowych. Ale na wyspach, podobnie jak w Gibraltarze, w piłkę gra się od kilkudziesięciu lat, tyle, że na poziomie amatorskim. Amatorskie są drużyny, do niedawna nie było też stadionu, spełniającego wymogi FIFA i UEFA. Dlatego kiedy Wyspy Owcze wzięły pierwszy raz udział¸ w eliminacjach do ważnego turnieju (mistrzostw Europy w Szwecji, 1992) nie mogły grać na swoim podwórku. Gościny użyczyli im Szwedzi, wypożyczając na mecz z Austrią stadion w Landskronie.

Austriaccy zawodowcy nie potraktowali poważnie przeciwników, którzy w dzień łowią tuńczyki a trenują wieczorami. I drogo za to zapłacili. Mecz zakończył się zwycięstwem Wysp Owczych 1:0, co nazwano w świecie „cudem w Landskronie", nawiązując do „cudu w Bernie", w finale mistrzostw świata roku 1954. Mało kto zapamiętał nazwiska zwycięskich bohaterów, może z wyjątkiem jednego: bramkarza Jensa Martina Knudsena, nie tyle ze względu na jego umiejętności, co wełnianą białą czapkę z pomponem, którą mu babcia zrobiła na drutach.

Dzić, choć porażek jest więcej niż zwycięstw, nikt się z Wysp Owczych nie śmieje. W tamtejszej lidze grają Brazylijczycy, trenerem reprezentacji był zdobywca Złotej Piłki Allan Simonsen, a dziś kadrę prowadzi Lars Olsen, kapitan reprezentacji Danii, która w roku 1992 zdobyła mistrzostwo Europy.

Reprezentacja San Marino nigdy do takiego poziomu nie dotarła. Republika otoczona Włochami nie mogła równać się z nimi pod żadnym względem. Piłkarze kiszą się więc we własnym sosie, traktując futbol jako rozrywkę po pracy w bankach, urzędach, restauracjach lub zajęciach na uczelni. Nikt od nich nie oczekuje zwycięstw, więc nic dziwnego, że nie ma rewolucji kadrowych a Giampaolo Mazza był do niedawna „dziekanem korpusu selekcjonerów" w Europie. Pracował od roku 1998 do 2013, nie pobierając pensji z federacji. Zarabia¸ na życie jako nauczyciel wychowania fizycznego w szkole.

W ciągu ćwierćwiecza San Marino wygrało tylko jeden z ponad 120  meczów. Nic dziwnego, że zdobywca bramki nawet w przegranym spotkaniu staje się bohaterem. Tak było w roku 1993, kiedy w dziewiątej sekundzie eliminacyjnego pojedynku z Anglią prowadzenie dla San Marino zdobył Davide Gualtieri. Anglicy w tym czasie jeszcze sznurowali buty. Kiedy się ogarnęli, odpowiedzieli siedmioma golami. A do historii i tak przeszedł Gualtieri.

W roku 2009 Polska pokonała w Kielcach San Marino 10:0, co jest najwyższym wynikiem w historii naszej reprezentacji. Ale jesienią roku ubiegłego śmiało się z nas pół Europy po tym, jak w meczu w Serravale Alessandro Della Valle (pracownik sklepu z glazurą i terakotą) strzelił Arturowi Borucowi bramkę głową po rzucie wolnym. Dzięki temu stał się na pewien czas najpopularniejszym obywatelem San Marino, a Polonia Warszawa poważnie rozważała zatrudnienie go na Konwiktorskiej.

Nie mają złudzeń piłkarze i kibice reprezentacji Andory i Liechtensteinu. Andora rozgrywa mecze od roku 1996, ale ważne zwycięstwo odniosła tylko raz: 1:0 nad Macedonią w eliminacjach mistrzostw świata roku 2006. Ale przeciwnicy lubią przyjeżdżać do Andory, bo jest tam strefa wolnocłowa.

Liechtenstein ma swój ładny stadion narodowy w Vaduz. Zaraz za trybuną przepływa Ren. Jak się mocno kopnie piłkę, to wpada do rzeki. Tyle, że po autach kopie się tam już coraz rzadziej. Wprawdzie reprezentacja Liechtensteinu jest jedyną, która przegrała z San Marino, ale to wydarzyło się przed dziesięcioma laty. Dziś małe księstwo, mimo że kończy wszelkie eliminacje na ostatnim miejscu, potrafi napędzić stracha faworytom. Przekonali się o tym Portugalczycy, remisując mecz eliminacyjny w Vaduz 2:2. Polacy też się męczyli. W czerwcu ubiegłego roku pokonaliśmy Liechtenstein w Krakowie tylko 2:0.

Poza Europą reprezentacji na tak niskim poziomie jest więcej i rzadko mają okazję zmierzyć się z kimś z czołówki. Podczas rozgrywek o Puchar Konfederacji, w roku ubiegłym w Brazylii, taką szansę otrzymali piłkarze Tahiti - mistrz Oceanii. Przegrali 1:6 z Nigerią, 0:10 z Hiszpanią i 0:8 z Urugwajem. Mecz z Hiszpanią oglądało ponad 70 tys. ludzi. Dla Tahitańczyków to coś wcześniej niewyobrażalnego. Kiedy zbliżał się koniec zawodów, starali się ustawić na boisku tak, aby być najbliżej najsłynniejszych przeciwników i wymienić z nimi koszulki. Co w tym nagannego? Zdarza się to znacznie lepszym od nich i w Europie. Strzelili w tym turnieju bramkę i to było dla nich najważniejsze. Wracali do domu jak bohaterowie. Zachowali się zgodnie z olimpijską zasadą, że udział w zawodach jest ważniejszy od zwycięstwa. Rodacy to zrozumieli.

Pod względem liczby ludności Gibraltar ma wielkość polskiego miasta powiatowego, więc możliwości zbudowania mocnej drużyny są niewielkie. Andrzej Szarmach zdziwi¸ się nawet, że w Gibraltarze jest jakaś drużyna piłkarska. No bo gdzie oni mają grać na tej skale. Okazuje się, że jest, ma stadion o nazwie Victoria, na którym gra aż dziewięć drużyn, w tym Manchester United Gibraltar. Stadion znajduje się tuż obok pasa startowego lotniska, które Polakom kojarzy się z tragiczną śmiercią generała Władysława Sikorskiego.

Pozostało jeszcze 91% artykułu
Sport
Prezydent podjął decyzję w sprawie ustawy o sporcie. Oburzenie ministra
Sport
Ekstraklasa: Liga rośnie na trybunach
Sport
Aleksandra Król-Walas: Medal olimpijski moim marzeniem
SPORT I POLITYKA
Ile tak naprawdę może zarobić Andrzej Duda w MKOl?
Materiał Promocyjny
Najlepszy program księgowy dla biura rachunkowego
Sport
Andrzej Duda w MKOl? Maja Włoszczowska zabrała głos
Materiał Promocyjny
„Nowy finansowy ja” w nowym roku