Gdyby ktoś chciał nakręcić film promujący żużel, mógłby wykorzystać wyłącznie ujęcia z soboty. Nie brakowało wspaniałych pojedynków, ale ten najpiękniejszy żużlowcy stoczyli w ostatnim biegu.
Już sam skład finału był spełnieniem marzeń polskich kibiców. Na starcie stanęli Krzysztof Kasprzak i Jarosław Hampel. Pozbawić ich radości ze zwycięstwa przed własną publicznością chcieli Darcy Ward i Greg Hancock. Tuż po uniesieniu taśmy startowej na prowadzenie wyszedł Hampel, ale przegrał pojedynek z Kasprzakiem i Wardem. Australijczyk już mógł czuć się zwycięzcą GP Europy, ale tuż przed końcem czwartego okrążenia wyprzedził go Kasprzak.
Zawodnik Stali Gorzów wygra pierwsze zawody GP w karierze. Rok temu w Bydgoszczy nie zdobył nawet jednego punktu. W klasyfikacji końcowej indywidualnych MŚ 2013 był dopiero dziesiąty, do tegorocznego cyklu dostał się dzięki zajęciu drugiego miejsca w GP Challenge. Słychać było głosy, że Kasprzak powinien dać sobie spokój z Grand Prix, bo umiejętności nie uprawniają go do walki z najlepszymi. A dziś prowadzi w klasyfikacji generalnej cyklu.
– Gdyby przed sezonem ktoś mi powiedział, że będę liderem po dwóch zawodach i poważnym kandydatem do mistrzostwa świata, powiedziałbym: „Masz rację, bo Kasprzak ciężko pracuje od 13 lat i nie wziął się znikąd. W kadrze jestem 10 lat, tyle samo lat jeździłem w Anglii. To nie jest tak, że pstryknąłem palcami i nagle w Bydgoszczy się wygrało – stwierdził triumfator GP Europy.
W mniej szampańskim nastroju był Hampel. Lider reprezentacji Polski nie może narzekać na miejsce w GP Europy, jednak jego dyspozycja to wciąż wycieczka w Karkonosze – raz szczyt, raz wąwóz. Zaczynanie sezonu od problemów ze sprzętem to już tradycja wicemistrza świata. Tak było też w poprzedniej edycji, Hampel odpowiednie ustawienia znalazł dopiero w czerwcu. Pozostaje mieć nadzieję, że tegoroczne kłopoty to już przeszłość.