Piłka rządzi światem

Mecz Brazylia – Chorwacja dziś o godz. 22. Mundialowa gorączka potrwa miesiąc.

Publikacja: 12.06.2014 02:00

Stefan Szczepłek

Stefan Szczepłek

Foto: Fotorzepa

Kibice cztery lata czekają na to święto. Przeciwnicy futbolu, których w tych dniach ubędzie, udadzą się na emigrację wewnętrzną, gdzie piłka i tak ich dopadnie.

Przez miesiąc, przykuci do telewizorów, będziemy kibicować swoim ulubieńcom starym i nowym, którzy porwą nas swoją grą. Jak Urugwaj przed czterema laty w RPA, Chorwacja w roku 1998 czy Polska w 1974.

Czy będzie ktoś taki teraz? Może Belgia, może Bośnia i Hercegowina, Chile lub jakaś drużyna z Afryki, kontynentu nieprzebranych talentów, błyszczących jednak na razie tylko w wielkich europejskich klubach.

Czy Hiszpania, której skuteczna do niedawna tiki taka stała się anachroniczna, wymyśli coś nowego i zatrzyma tytuł? Czy Brazylia, Argentyna, Urugwaj, a może ktoś inny obroni honor Ameryki Łacińskiej? Czy Leo Messi pójdzie w ślady Diego Maradony, Cristiano Ronaldo zagra jak Eusebio, a Neymar zostanie nowym Pele? Kto będzie bohaterem jak Urugwajczyk Diego Forlan na mundialu w RPA?

Nie zdarzyło się nigdy, aby mistrzostwa świata organizowane na półkuli zachodniej wygrała reprezentacja z Europy. A Brazylia jest jedynym mistrzem świata, który nie wygrał finału na swoim stadionie. Gospodarze turniej rozpoczynają dziś w Sao Paulo meczem z Chorwacją. Jeśli zwyciężą, protesty na ulicach zejdą na dalszy plan. Jeśli nie, do emocji sportowych mogą dojść inne, poważniejsze. Oby nie zepsuły święta.

Mundiale stały się dla wielu z nas cezurą czasu, jak pora sucha i deszczowa. Coś nam się wydarzyło przed tym, jak Zinedine Zidane wbił w finale 1998 dwie bramki Brazylijczykom, lub po tym. Każdy ma taki punkt odniesienia, bo mundial, choć trwa około miesiąca, przeżywamy latami. Najpierw w samotności lub z dziewczynami, potem – jeśli mamy szczęście – z żonami i wreszcie z dziećmi.

Moja historia zaczęła się w roku 1966, kiedy mistrzostwa świata pierwszy raz pokazała w Polsce telewizja. Płakałem razem z kontuzjowanym Pele, gryzłem wargi, kiedy Niemcy wyrównali w finale, a potem cieszyłem się ze zwycięstwa Anglii. I już mnie to wzięło, już wiedziałem, co chcę w życiu robić.

Jako dziennikarz widziałem na własne oczy sześć mundiali i wszystkie były jednakowo piękne. Bo nie ma mundiali brzydkich. Widziałem, jak Polska pod wodzą Kazimierza Górskiego wygrywa z Brazylią i jak Diego Maradona wbija bramkę Anglii po rajdzie przez pół boiska. Nigdy mnie to nie znudzi. Zaczyna się turniej, na który czekałem i zawsze będę czekał.

Kibice cztery lata czekają na to święto. Przeciwnicy futbolu, których w tych dniach ubędzie, udadzą się na emigrację wewnętrzną, gdzie piłka i tak ich dopadnie.

Przez miesiąc, przykuci do telewizorów, będziemy kibicować swoim ulubieńcom starym i nowym, którzy porwą nas swoją grą. Jak Urugwaj przed czterema laty w RPA, Chorwacja w roku 1998 czy Polska w 1974.

Pozostało 85% artykułu
Sport
Andrzej Duda i Międzynarodowy Komitet Olimpijski. Czy to w ogóle możliwe?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Sport
Wsparcie MKOl dla polskiego kandydata na szefa WADA
Sport
Alpy 2030. Zimowe igrzyska we Francji zagrożone?
Sport
Putin chciał zorganizować własne igrzyska. Rosja odwołuje swoje plany
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Sport
Narendra Modi marzy o igrzyskach. Pójdzie na starcie z Arabią Saudyjską i Katarem?