Bednarz prezesem Wisły został w lutym 2013 roku. Miał wyprowadzić na prostą klub borykający się z potężnymi problemami finansowymi. Wojna z kibicami spowodowała jednak, że drastycznie spadła frekwencja, a co za tym idzie – zyski ze sprzedawanych biletów.
Konflikt zaczął się przed rundą wiosenną poprzedniego sezonu. Po derbach z Cracovią, gdy na murawie wylądowały race, została zamknięta trybuna ultrasów, a Bednarz dodatkowo podjął decyzję, że na następne spotkanie nie zostanie wpuszczony nikt, kto podczas derbów na niej siedział. W odpowiedzi podczas meczu z Ruchem Chorzów kibice obrzucili stadion racami, chociaż byli na zewnątrz. Palące się race spadały na trybuny i na boisko.
Bednarz znowu zastosował odpowiedzialność zbiorową, wydając ponad 400 zakazów stadionowych. Stowarzyszenie kibiców ogłosiło trwający do dziś bojkot – a na stadionie im. Henryka Reymana frekwencja z ponad 15 tys. spadła do nieco powyżej 5 tys. Konflikt pogłębiał się z każdym tygodniem.
Chuligani wdarli się do ośrodka treningowego Wisły i na bandach okalających boisko wypisali niecenzuralne hasła obrażające Bednarza, a także trenera Franciszka Smudę.
Prezes zareagował emocjonalnie. Powiedział: – Niech to będzie klub dla kulturalnej i intelektualnej elity, a nie dla swołoczy. Nie ma dla tych ludzi miejsca na naszym stadionie, dopóki ja tu będę, a oświadczam, że się nigdzie nie wybieram i mam głęboko w dupie to, co będzie napisane na jakimkolwiek murze w tym mieście. O tym, czy odejdę z klubu, nie będą decydowali oni, tylko będę decydował ja i ci, którzy mnie powołali.