Starsi, których odwiedzam 1 listopada, mówili mi, że przed wojną genialny był Ernest Wilimowski.
Czy gdyby Deyna żył, polska piłka byłaby inna? Wątpię. Żyje, pracuje, trenuje, działa wielu bardzo dobrych w przeszłości piłkarzy i niewiele z tego wynika. Klasa piłkarska ma niedużo wspólnego z tym, co dzieje się po definitywnym zejściu z boiska. Widać to także, gdy się patrzy na niektórych trenerów, nie tylko ligowych zresztą.
Z pokolenia Deyny tylko Henryk Kasperczak zrobił karierę trenerską. Nie wystarczy grać w dobrej drużynie i mieć świetnego trenera jak Kazimierz Górski, aby samemu odnosić sukcesy na tym polu. Zresztą historia pokazuje, że większość najwybitniejszych trenerów ?to gracze przeciętni, często rezerwowi. Podchodzili do meczów bez presji, bo wiedzieli, że i tak nie zagrają. Siedzieli ?na ławkach, myśleli, co zrobiliby inaczej, ?i notowali.
Deyna po zakończeniu kariery został trenerem chłopców w San Diego i w podobnej roli widział się w Polsce. Najpierw jednak chciał się odkuć po finansowych stratach, do jakich doprowadził jego nieuczciwy menedżer. Zamierzał otworzyć w Warszawie szkółkę piłkarską. Kiedy spytałem go, dlaczego nie chce wrócić do wielkiej piłki jako trener, odpowiedział: – Bo ja to znam. Praca z dziećmi jest wdzięczniejsza.
Kiedy po latach do Polski wrócił kolega Deyny z Legii i kadry Robert Gadocha, trudno mu było znaleźć pracę, a największą satysfakcję miał, kiedy prowadził reprezentację Polski kontrolerów lotów. Zbigniew Boniek też miał wszelkie dane, aby spełnić się w roli trenera, i mu się nie powiodło.