Śledziłam zmagania polskich lekkoatletów na wybrakowanych, bo zbojkotowanych przez Zachód, igrzyskach w Moskwie w 1980 roku, oglądałam wszystkie mecze reprezentacji Polski na mundialu w Hiszpanii w 1982 roku, a w 1994 roku, w czasie olimpiady zimowej w Lillehammer, nie odchodziłam od telewizora, gdy legendarny norweski narciarz Bjoern Daehlie biegł po swoje kolejne medale. Uwielbiałam oglądać sport, ale poza meczami mistrzowskiej w latach 80. ubiegłego wieku drużyny koszykówki Górnika z mojego rodzinnego miasta Wałbrzycha właściwie nigdy niczego ważnego nie zobaczyłam na żywo. I pewnie nic by tego bilansu nie zmieniło, gdyby nie dzieci. Mam dwóch synów i nie tylko wysyłam ich na różne zajęcia sportowe, ale też chcę w nich zaszczepić pasję do oglądania sportu. Gdy w ubiegłym roku po raz pierwszy oglądaliśmy razem w telewizji lekkoatletykę na mistrzostwach świata w Budapeszcie, nasz dom wypełniały krzyki rozentuzjazmowanych kibiców.