Śledziłam zmagania polskich lekkoatletów na wybrakowanych, bo zbojkotowanych przez Zachód, igrzyskach w Moskwie w 1980 roku, oglądałam wszystkie mecze reprezentacji Polski na mundialu w Hiszpanii w 1982 roku, a w 1994 roku, w czasie olimpiady zimowej w Lillehammer, nie odchodziłam od telewizora, gdy legendarny norweski narciarz Bjoern Daehlie biegł po swoje kolejne medale. Uwielbiałam oglądać sport, ale poza meczami mistrzowskiej w latach 80. ubiegłego wieku drużyny koszykówki Górnika z mojego rodzinnego miasta Wałbrzycha właściwie nigdy niczego ważnego nie zobaczyłam na żywo. I pewnie nic by tego bilansu nie zmieniło, gdyby nie dzieci. Mam dwóch synów i nie tylko wysyłam ich na różne zajęcia sportowe, ale też chcę w nich zaszczepić pasję do oglądania sportu. Gdy w ubiegłym roku po raz pierwszy oglądaliśmy razem w telewizji lekkoatletykę na mistrzostwach świata w Budapeszcie, nasz dom wypełniały krzyki rozentuzjazmowanych kibiców.
Dlaczego polskie portale internetowe straszą Paryżem
Nie od razu jednak wpadłam na pomysł pojechania na zawody do Paryża, chociaż to igrzyska najbliższe Brukseli, gdzie mieszkam, i przez wiele lat już na pewno lepszej okazji zobaczenia nie będę miała. Uznałam, że to pewnie strasznie drogie i bardzo męczące. No bo wiadomo: kolejki, kontrole, zakazy. Szczególnie w kraju tak obawiającym się ataków terrorystycznych jak Francja. Dosłownie na kilka dni przed rozpoczęciem igrzysk przeczytałam w belgijskiej prasie, że można jeszcze kupować bilety, bo organizatorzy celowo wszystkiego nie sprzedali od razu i codziennie rano pojawiają się jakieś okazje. Zalogowałam się na oficjalną stronę i w interesującym mnie terminie znalazłam wieczorną sesję lekkoatletyczną z finałami m.in. 100 m kobiet i sztafetą mieszaną 4x400 m. Ta druga jest dla nas superinteresująca. Dlaczego? O tym jeszcze napiszę.
„Chyląca się ku upadkowi Francja na pewno nie będzie w stanie sprawnie zorganizować igrzysk...”. A im bardziej rzeczywistość pokazuje, że jest do tego zdolna, tym bardziej my tę rzeczywistość zakrzywiamy
Im bliżej wyznaczonych dni, tym bardziej byłam przejęta. Wymarłe miasto, nie sposób chodzić po centrum, brudna Sekwana i wszechobecny strach przed atakami terrorystycznymi – czytałam na popularnych polskich portalach z wiadomościami sportowymi. Z tych doniesień przebijała satysfakcja, którą często widzę w polskich mediach, głównie tych internetowych, z niepowodzeń lub rzekomych niepowodzeń tych bogatszych i bardziej rozwiniętych państw Zachodu. Ten nasz kompleks szczególnie wybrzmiewa wobec Francji, czego najlepszym przykładem była wypowiedź wiceministra PiS sprzed kilku lat o tym, jak to Francuzi nie powinni się na nas oburzać za zerwany kontrakt na zakup caracali, bo uczyli się od nas jeść widelcem. A więc oczywiście upajamy się sukcesami skrajnej prawicy, a teraz też lewicy we Francji, z lubością donosimy o powszechnych tam strajkach i niewywożonych śmieciach czy o zamieszkach i podpalonych samochodach na imigranckich przedmieściach Paryża. „Chyląca się ku upadkowi Francja na pewno nie będzie w stanie sprawnie zorganizować igrzysk...”. A im bardziej rzeczywistość pokazuje, że jest do tego zdolna, tym bardziej my tę rzeczywistość zakrzywiamy.
Igrzyska olimpijskie w Paryżu: zawody na ulicach miasta
Wielka, imponująca uroczystość otwarcia igrzysk, po raz pierwszy zorganizowana na ulicach miasta i na jego rzece – ludzie mokną, bo nie ma ochrony przed deszczem, a całą Sekwanę trzeba było odgrodzić barierkami. Po raz pierwszy triatloniści mają pływać w rzece miejskiej – wyliczamy miliony euro wydane na nie do końca satysfakcjonujące wyczyszczenie tej rzeki, a potem robimy nagłówki z incydentalnego przypadku, gdy jeden z zawodników wymiotował kilka razy i to jakiś czas po wyjściu z wody. Co – jak sam przyznał – było efektem skrajnego zmęczenia, a nie zatrucia się wodą z Sekwany. Zawody BMX i deskorolki na specjalnie wybudowanych trasach przy placu Concorde – odgradzamy centralny punkt miasta. Tymczasowa pływalnia w dzielnicy La Défense – zdaniem polskich zawodników za płytka, choć oczywiście normy MKOl spełnia. Po raz pierwszy w historii wyścig szosowy w dużej części zorganizowany po historycznych ulicach metropolii – to niebezpieczne dla kolarzy i znów wymagające zamknięcia znacznej części miasta...