Jeśli nie teraz, jeśli nie u siebie, to już chyba nigdy. Polacy dotychczas nie zdobyli medalu ME. Do organizowanego w Krakowie, Katowicach, Gdańsku i we Wrocławiu turnieju, który zaczyna się już dziś, przystępują jednak nie tylko jako gospodarz, ale także jako trzecia drużyna świata. A to zobowiązuje.
– Coś jest w tym stwierdzeniu, że jak nie teraz, to nigdy – mówi „Rz" Grzegorz Tkaczyk, który miał po blisko czterech latach przerwy wrócić do reprezentacji, ale niestety doznał kontuzji. – Trzeba jednak pamiętać, że mistrzostwa Europy to najtrudniejszy z turniejów. Pod tym względem nic się nie zmienia od lat. Najsilniejsze ekipy są z Europy. Niemniej wypełniona do ostatniego miejsca hala i śpiewający kibice powinni dodać chłopakom skrzydeł.
Zawodnicy, którzy w piątek o 20.30 zagrają w Krakowie na inaugurację mistrzostw z Serbią, mają już dość pytań o presję i o to, czy ściany będą pomagać gospodarzom. Ale ciśnienie będzie większe niż zazwyczaj, a przecież piłka ręczna i tak przy okazji wielkich turniejów staje się w Polsce niemal sportem narodowym.
– To są doświadczeni zawodnicy i nie można mówić, że presja spowoduje u nich drżenie łydek. Wręcz przeciwnie – twierdzi były trener młodzieżówki, ekspert telewizyjny Wojciech Nowiński. – Od lat grają w reprezentacji i w czołowych klubach, walczą w Lidze Mistrzów, są przyzwyczajeni do presji. Jestem przekonany, że doping kibiców poniesie zawodników.
Doświadczenie Polaków jest rzeczywiście ogromne. Dla wielu z nich to ostatnie mistrzostwa Europy, dlatego też motywacja będzie jeszcze większa.