Sport jest biznesem i ważną gałęzią przemysłu rozrywkowego, więc nic dziwnego, że organy unijne interweniują tam, gdzie szlachetna niegdyś rywalizacja atletów nie różni się tak naprawdę niczym od nastawionej na zysk działalności gospodarczej.
- TSUE, opierając się na prawie konkurencji i prawach swobodnego przepływu UE, stał się swoistym regulatorem sportu. Uwzględniając, że działalność zarządzających sportem na skalę globalną międzynarodowych federacji sportowych koncentruje się w Europie, podlegają one prawu unijnemu. W rezultacie orzeczenia TSUE wywierają pośrednio wpływ na kształt sportu na całym świecie, oczywiście z wyjątkiem USA - wyjaśnia „Rz” prawnik specjalizujący się w prawie sportowym, były reprezentant Polski w koszykówce Hubert Radke.
TSUE interweniuje. Nie tylko Superliga
Media pod koniec grudnia koncentrowały się na losach piłkarskiej Superligi, ale TSUE tego samego dnia wydał także orzeczenie dotyczące Międzynarodowej Unii Łyżwiarskiej (ISU), która zabraniała zawodnikom startu w komercyjnych zawodach organizowanych bez jej udziału pod groźbą dożywotniej dyskwalifikacji. Sportowcy wygrali, a niektórzy porównują wagę tego orzeczenia do sprawy Jeana-Marca Bosmana, która uwolniła i zrewolucjonizowała niegdyś piłkarski rynek transferowy.
Obie sprawy są poniekąd podobne, bo dotyczą w praktyce nadużywania pozycji dominującej oraz porozumień ograniczających konkurencję.
- TSUE wskazał więc, że władze sportowe mogą autoryzować dostęp do sportowego rynku przez konkurencyjne wobec nich podmioty, o ile nie będzie odbywało się to w sposób arbitralny. Muszą więc zostać ustanowione transparentne, obiektywne, niedyskryminacyjne i proporcjonalne kryteria w tym względzie. Autoryzacja winna odbywać się przy tym w ramach czytelnych procedur i na podstawie decyzji podlegających weryfikacji przed niezależnym sądem - wyjaśnia Radke.