Ciężarówki zawsze są trochę w cieniu samochodów czy motocykli. Ostatnie wyjeżdżają na trasę, ostatnie przyjeżdżają. Zasługują na więcej uwagi, bo przejechać pustynię albo góry w takim samochodzie to wyzwanie.
Wśród ciężarówek niebieskie kamazy z Rosji to chyba największa legenda tej imprezy. Na 35 Dakarów brały udział w 23 i aż dziesięć razy wygrywały, zostawiając z tyłu many, iveco albo tatry. Może było im trochę łatwiej niż samochodom z Europy Zachodniej, bo od razu były projektowane na ciężkie warunki i gdy piasek wciska się w tryby, a kamienie lecą spod kół, radziecka maszyna jedzie dalej.
Jeszcze w 2011 roku rosyjskie załogi były na czterech pierwszych miejscach. Wygrał tradycyjnie Władimir Czagin, nazywany Carem Dakaru, bo zwyciężał aż siedem razy. Prezydent Dmitrij Miedwiediew osobiście składał zespołowi gratulacje.
W zeszłym roku coś się jednak popsuło. Najlepszy kamaz przyjechał dopiero na trzeciej pozycji i to kierowany nie przez fabrycznego kierowcę, ale Artura Ardawiczusa z Kazachstanu.
Nadzieja Rosjan Eduard Nikołajew został wykluczony z rajdu za naruszenie przepisów. Rosjanie zderzyli się z rywalami i nie udzielili im wystarczającej pomocy, a poza tym zmienili koło w czasie neutralizacji, co jest zabronione. Po takiej klęsce kamazy wezwały na pomoc swojego cara. Czagin został szefem zespołu i ma poprowadzić niebieskie ciężarówki z powrotem na szczyt.