Piłkarze Leo Beenhakkera na ostatnią prostą prowadzącą do Euro wyruszają po wygranej nad szóstą drużyną świata i z przekonaniem, że nie było w tym przypadku. Strzelili dwie piękne bramki, wygrali zasłużenie. Czesi byli osłabieni kontuzjami, ale to żaden argument. W eliminacjach też bywali osłabieni, a wygrywali.
Polacy pokazali, że ich ulubiona broń, szybki kontratak, nadal działa bardzo dobrze. Osaczać rywala, zabierać mu piłkę jak najwcześniej, a potem kilkoma podaniami dostać się pod jego bramkę – tak drużyna Beenhakkera wygrywała w najtrudniejszych meczach eliminacji, i robi to nadal. Asysta Dariusza Dudki przy pierwszej bramce była znakomita: idealnie wybrany moment, podanie dokładnie tam, gdzie wybiegał Wojciech Łobodziński. Ten ostatni był jednym z bohaterów meczu. Jeśli będzie tak grał, to Jakub Błaszczykowski po wyleczeniu kontuzji może być w kadrze tylko rezerwowym.
Na cztery miesiące przed mistrzostwami Europy wiadomo też, że Artur Boruc jeszcze długo będzie niezagrożony jako nr 1 wśród bramkarzy, a słaba forma Jacka Bąka w ubiegłorocznych meczach to już tylko niemiłe wspomnienie. W spotkaniu z Czechami był on najlepszym obrońcą, ale jego kolegom błędy pod własną bramką zdarzały się zdecydowanie za często. Jan Koller miał okazję za okazją, a polscy pomocnicy sprawiali wrażenie przekonanych, że do ich obowiązków należy tylko atakowanie. W drugiej połowie już częściej pomagali obrońcom, ale tu nadal wiele można poprawić. Czesi mieli kilka świetnych sytuacji i nie wykorzystali żadnej, następny rywal może nie być tak rozrzutny.
Mecz w Larnace pokazał też, że dobrze robią ci piłkarze, którzy godzą się na powrót z zagranicy do polskiej ligi i niższe pensje, byle tylko grać. Nawet najlepszym siedzenie na ławce odbiera pewność siebie, co było widać po zagraniach Jacka Krzynówka, zwłaszcza na początku meczu.
Po blisko pięciu latach do reprezentacji wrócił Artur Wichniarek. Kadry pewnie nie zbawi, ale dzięki niemu Beenhakker ma kolejny argument, by zachęcić Macieja Żurawskiego do cięższej pracy w klubie. W środę znów się okazało, że jest to potrzebne. Wichniarek grał tam, gdzie zwykle biega Żurawski, i był dużo lepszy.