Kto chciał dowodu, że wszystko, co wiemy o faworytach po rundzie grupowej należy jak najszybciej zapomnieć, dostał go już w pierwszym ćwierćfinale. Niemal wszystko tego wieczoru było zaskakujące. Od wyniku przez łatwość, z jaką niemiecka drużyna strzelała bramki, po sam przebieg meczu. To Niemcy, w poprzednich meczach słaniający się na nogach, ruszyli do ataku, nie czekając, co zrobi rywal. Portugalczycy mieli być ściganymi, a to oni musieli gonić. Od 0:2 do 1:2, od 1:3 do 2:3. Na więcej zabrakło nie tylko czasu. Mijały kolejne minuty, a większość ich pomysłów w drugiej połowie sprowadzała się do kończenia akcji strzałami z daleka, bo zaczęło padać.Trener Scolari, mówiąc dzień wcześniej o Portugalczykach jako narodzie odkrywców, miał chyba co innego na myśli. Pięć lat pracy z kadrą kończył z zafrasowaną miną, choć zachował się ładnie, mówiąc, że do piłkarzy nie ma pretensji, bo przegrali z lepszymi.
Najbardziej niespodziewani byli bohaterowie decydujących akcji. Bastian Schweinsteiger strzelił bramkę i przy dwóch asystował, dla Portugalii gole zdobyli Nuno Gomes i Helder Postiga. Nie potrafili tego zrobić Cristiano Ronaldo, Lukas Podolski ani Deco, choć on akurat był najlepszy z Portugalczyków. Udało się właśnie im: pomocnikowi, który był na tych mistrzostwach największym zmartwieniem trenera Joachima Löwa, i dwóm napastnikom, którzy przez ostatni rok strzelili dla swoich klubów po jednej bramce.
Schweinsteiger pierwszy raz zagrał w Euro 2008 w podstawowym składzie. Może w ogóle nie dostałby szansy, gdyby nie fatalna gra Mario Gomeza. Löw, zanim poszedł odsiadywać karę dyskwalifikacji w loży na koronie stadionu, kazał Schweinsteigerowi zapomnieć o wszystkich problemach w Bayernie, o czerwonej kartce w meczu z Chorwacją, niewesołych chwilach na zgrupowaniu. Powiedział tylko, że ma wobec drużyny pewien dług do spłacenia. I dobre wspomnienia z meczów z Portugalią: w walce o trzecie miejsce w ostatnim mundialu strzelił jej dwa gole, a trzecia – samobójcza Armando Petita – też padła po jego strzale.
W Bazylei Schweinsteiger był najlepszy na boisku, choć niewiele ustępowali mu Podolski i Michael Ballack. Ich akcja dała Niemcom prowadzenie w 22. minucie. Scolari wymieniał przed meczem nazwiska najwyższych niemieckich piłkarzy, bał się, że największe niebezpieczeństwo dla jego drużyny będzie nadchodziło z góry. Nadeszło bardzo blisko ziemi. Ballack podał, Jose Bosingwa nie zdążył zablokować podania Podolskiego z lewej strony, a Paulo Ferreira za późno ruszył za Schweinsteigerem i Niemiec strzelił do bramki między słupkiem a wyciągniętą nogą bramkarza Ricardo.Dwa następne gole dla Niemców były jak z notatnika trenera, który przeanalizował wszystkie silne strony rywala. Miroslav Klose strzelił w 26. minucie, Ballack już po zmianie stron, ale obie bramki wyglądały identycznie. Dośrodkowanie Schweinsteigera z rzutu wolnego, uderzenie głową, bezradny Ricardo.
Portugalczykom w żadnym momencie meczu strzelanie na bramkę Jensa Lehmanna nie przychodziło tak łatwo. Nawet gdy zaczynali się przebijać przez niemiecki mur w pomocy – kontuzjowanego Torstena Fringsa zastępował Thomas Hitzlsperger, ale cały czas był obok niego również Simon Rolfes – czekał na nich drugi w obronie.