– Jeśli trener nie potrafi być profesjonalistą w tym, co robi, powinien złożyć broń i odejść – mówiła Sylwia Gruchała kilka dni po olimpijskiej klęsce florecistek, które wcześniej wygrały tylko jedną walkę w turnieju indywidualnym.
Dwukrotna medalistka z Sydney i Aten twierdzi, że fatalny występ w Pekinie to wina sztabu szkoleniowego z fechtmistrzem Tadeuszem Pagińskim na czele, który zwyczajnie pokpił sprawę i nie zrobił nic, by florecistki mogły skutecznie walczyć o miejsce na podium.
Gruchała twierdzi, że Pagiński i inni nasi trenerzy nie rozumieją zmian, które zachodzą w szermierce, i prowadzą zajęcia według przestarzałych metod. Jej zdaniem przed igrzyskami zabrakło przede wszystkim obecności specjalisty od przygotowania fizycznego i pomocy psychologa.
Trener Pagiński nie odpowiada na zarzuty, inni też nabrali wody w usta, choć problem jest poważny.
Milczy coraz bardziej otwarcie krytykowany przez zawodników prezes Polskiego Związku Szermierczego Adam Lisewski, rządzący twardą ręką od blisko 30 lat.