"Rz": Wierzy pan, że w sobotę uda się zdobyć kajakarzom choć jeden medal?
Ryszard Seruga
: Po piątkowych wyścigach nie poszedłem do pomieszczeń dla zawodników, bo tam wszystko iskrzy i buzuje. Niech rozładują emocje w swoim gronie. Gdy nastroje się uspokoją, jeszcze może być dobrze. Liczę choćby na sukces kobiecej osady K-2 na 500 m, ale liczyłem już na czwórkę na tym samym dystansie. W Pucharze Świata w Duisburgu przegrała z Niemkami o centymetr. Gdyby w Pekinie Polki też szły równo z Niemkami to byłby medal, a nie czwarte miejsce.
Przez ostatnie cztery lata, od igrzysk w Atenach, w polskim kajakarstwie zmienił się tylko prezes związku. Wyniki niestety nie. Czuje się pan przegrany?
Jakaś klątwa wisi nad nami. Znów po udanych mistrzostwach świata przyszły niepowodzenia na igrzyskach. Co z tego, że czwarte miejsce w najważniejszych zawodach to dobry wynik? Do historii przechodzą tylko medaliści. Ja byłem piąty na igrzyskach w kajakarstwie slalomowym, czy ktoś o tym wie? Zapewniliśmy zawodnikom dobre warunki, ministerstwo sportu przyznało nam dużo pieniędzy. Mieliśmy własnego fizjologa, lekarza, przygotowania nadzorował Instytut Sportu. Jeśli mimo tego wszystkiego się nie udało, to chyba cały nasz system szkolenia jest po prostu zły.