Czas na silną rękę

Michał Żewłakow, kapitan reprezentacji prowadzonej przez Leo Beenhakkera, opowiada o swojej roli w kadrze Franciszka Smudy, rozliczaniu przeszłości i mijającym czasie

Aktualizacja: 15.11.2009 10:16 Publikacja: 15.11.2009 00:01

Michał Żewłakow

Michał Żewłakow

Foto: Fotorzepa, Piotr Nowak PN Piotr Nowak

[b]Franciszek Smuda jest już szóstym selekcjonerem, od którego dostaje pan powołanie. Kiedy Stefan Majewski nie wezwał pana na ostatnie mecze eliminacji, przeszła myśl, że to już koniec?[/b]

Nie liczę trenerów, bo ważniejszy jest chyba ten, który na mnie naprawdę stawiał, od tego, do którego trafiłem przypadkiem. Debiutowałem przecież u Janusza Wójcika, ale zagrałem u niego tylko w jednym spotkaniu. Kiedy nie dostałem powołania od Majewskiego, nie wiedziałem, jak mam się zachować; to był dziwny okres, byłem zawieszony w próżni. Zastanawiałem się, co o tym myśleć, czy oczekuje się ode mnie jakiejś deklaracji, czy po prostu mam dać sobie spokój. Po tak fatalnych meczach, jak ostatnie w naszym wykonaniu, zastanawiałem się też, czy ja tej drużynie jestem jeszcze w stanie coś dać. Później zobaczyłem w Internecie, że Franciszek Smuda chce mnie w reprezentacji i poczułem radość. Bez względu na to, czy jest się młodym, czy doświadczonym, miło poczuć, że ktoś w ciebie wierzy. A Smuda przecież zupełnie mnie nie znał, co jest jeszcze większą nobilitacją. O trenerze słyszałem tylko od kolegów – bo te dobre i wesołe wieści szybko się rozchodzą. Na pewno jest to człowiek, który potrafi zrobić dobrą atmosferę, a jego zespoły grają tak, jak sobie życzy.

[b]Dlaczego złotousty Żewłakow przetrwał tsunami, które wymiotło z kadry Artura Boruca, Jacka Krzynówka czy Mariusza Lewandowskiego?[/b]

Wierzę, że trener oceniał moje umiejętności, ale nie sądzę, że skreślił Boruca czy Lewandowskiego, tylko na dzisiaj wybrał inną grupę ludzi. Wspomniani piłkarze grają w swoich klubach, w kadrze odgrywali bardzo ważną rolę i nie sądzę, żeby Smuda przestał ich oglądać. Boruc przecież miał operację...

[b]Selekcjoner mówi wprost, że jest za gruby. [/b]

Trudno mi wchodzić w kompetencje trenera, poprzedni nie widział przecież miejsca dla mnie. Po tylu latach w reprezentacji nikt do mnie nie zadzwonił, pomyślałem, że widocznie na tyle sobie zasłużyłem i teraz pogram już tylko w klubie.

[b]Majewski tłumaczył, że robi panu przysługę, bo gdyby popełnił pan błąd w meczu z Czechami albo Słowacją, cała krytyka skupiłaby się na panu.[/b]

Po takiej fali krytyki, jaką przyjąłem, jeden błąd niczego by nie zmienił. Cieszę się, że znalazłem się w nowej drużynie i liczę, że będzie tu dla mnie miejsce. Smuda, jak się do kogoś przekona, stawia na niego konsekwentnie. Oczywiście, dopiero zaczął budowę, ale sądzę, że wkrótce będzie już trzon nowej kadry, a wymieniane na lepsze będą już tylko poszczególne elementy.

[b] Jak odnajdzie się w reprezentacji kapitan poprzedniej drużyny, która tak bardzo zawiodła?[/b]

To, że nie udało nam się awansować na mundial, traktuję także jako osobistą porażkę, ale po każdej porażce podświadomie szuka się szansy na rehabilitację, na jakiś rewanż. Gdybym znowu został kapitanem, potraktowałbym to jako szansę, by lepiej pracować i poprawić to, co zrobiłem źle. Ale jeśli trener Smuda wskaże na kapitana kogoś innego, nie będę miał żadnych pretensji. Mam do tego dystans.

[b]Kiedy był Beenhakker powtarzał pan, że wszystko jest w porządku, a kiedy odszedł – w jednym z wywiadów przyznał pan, że wszystkie zarzuty, które mieli jego przeciwnicy, są po części prawdziwe. Kibice mają panu znowu uwierzyć?[/b]

To, że treningi były za ciężkie nie było rzeczą, która nam przeszkadzała, bo były też za ciężkie, kiedy wygrywaliśmy. Leo był zwolennikiem ciężkiej pracy i chociaż dziwiliśmy się, że przed sobotnim meczem w czwartek nie czujemy jeszcze świeżości – to później wygrywaliśmy. Ale kiedy przyszły porażki, zaczęliśmy szukać przyczyn i przychodzą na myśl powody, o których wcześniej się nawet nie myślało. Prawda jest jednak ponura: pod koniec kadencji Beenhakkera większość piłkarzy robiła dobrą minę do złej gry, bo klimat wokół drużyny był taki, że chciało się tylko wymiotować.

[b]Dlatego potrafiliście wygrać tylko dwa razy z San Marino i raz z Czechami?[/b]

Mnie też się nie chce w to wierzyć, ale taka jest prawda. Z drugiej strony, kiedy się patrzy, jak my te mecze przegraliśmy, to wychodzi, że zabrakło pięciu minut koncentracji albo dwóch błędów mniej w obronie. Tyle że kiedy jesteś w formie, takich błędów nie popełnisz w ogóle, a koncentracji starcza do 95. minuty. Eliminacje przegraliśmy małymi sprawami.

[b]Beenhakker dawał drugą szansę, Smuda mówi, że jeśli ktoś złamie regulamin, to więcej nie dostanie powołania. Wierzy pan, że nikt nie złamie regulaminu do Euro 2012? [/b]

Nie wiem, nie dam sobie odciąć za nikogo ręki. Zwróciłem jednak uwagę, że wszyscy martwią się ostatnio, jak prowadzą się polscy piłkarze, a nie jak są prowadzeni przez trenerów. Ważny jest ich czas wolny, alkohol, zabawy. Zastanawiam się, czy to brak awansu na mundial spowodował, że teraz te tematy są tak interesujące? Tak naprawdę – ostatnio nic się nie zmieniło, piłkarze zawsze tak się zachowywali, ale kiedy odnosili sukces, wszystko było maskowane i przymykało się oko na słabości. Po meczach z Irlandią Północną czy Słowenią nie mówiło się, że źle gramy w piłkę, tylko, że piliśmy, bawiliśmy się i to był główny powód naszej porażki.

[b]A nie był? Jan de Zeeuw mówił przecież, że w Mariborze impreza była nawet dzień przed meczem. [/b]

Dziwię się takim opiniom dyrektora reprezentacji, który skoro to widział – nie zareagował. Nie przyszedł w trakcie pijaństwa ani dzień, ani dwa później. Wydawało mi się, że mężczyźni nie boją się powiedzieć tego, co myślą, w cztery oczy. Ale De Zeeuw postanowił wszystko opowiedzieć dziennikarzom trzy tygodnie po zwolnieniu Beenhakkera. Nie wiem, czy wykorzystał to do obrony samego siebie, czy żeby odwrócić uwagę opinii publicznej od innych spraw.

[b]Informacje o waszym prowadzeniu nie pochodzą tylko od jednego człowieka pracującego z reprezentacją. Zaufanie kibiców czy mediów macie mocno nadszarpnięte. [/b]

O jakie imprezy chodzi? To śmieszne historie. Beenhakker zarzekał się, że nie pracuje w Feyenoordzie, a jak się okazało, to przyłapano go na różnych formach współpracy tyle razy, że nie wiadomo było, kto jest wiarygodny. Jak zobaczysz piłkarza z piwem, to nie wiesz, czy pije pierwsze, czy ósme. Jak się pijąc to piwo oprze o stół, to możesz powiedzieć, że jest zmęczony albo kompletnie pijany. Zawsze można sobie zbudować ideologię, która akurat pasuje do sytuacji. Ja już nie chcę odkopywać tego dołu z błotem. Myślę, że wyciąganie takich rzeczy jest nie fair, bo mundial przegraliśmy na boisku i odpowiedzialność za to w równej mierze ponoszą piłkarze, co trenerzy. My też nie potrafimy wytłumaczyć tego, co stało się w Mariborze. Real Madryt remisuje na wyjeździe z Milanem, a później przegrywa 0:4 z trzecioligowcem. A to lepsi i bardziej doświadczeni piłkarze od nas.

[b]Przed decydującymi meczami pokonaliście w Bydgoszczy Grecję 2:0 w meczu towarzyskim. Potem przyszła jednak katastrofa. Trzy lata meczów towarzyskich mogą przygotować do Euro? [/b]

Smuda nie lubi półsłówek, mówi wszystko bez ogródek, albo któryś piłkarz mu pasuje, albo nie. Na samym początku powiedział, że jeśli tylko zobaczy u kogoś brak zaangażowania, to więcej takiego piłkarza w drużynie nie będzie. Ja nie wiem, czy tu będę pasował, czy wytrwam do Euro. Jestem w takim wieku, że planuję swoją karierę na rok w przód, jestem w stanie się na taki czas zaprogramować. A może Smuda powołuje mnie tylko po to, żeby młodzi podpatrzyli trochę ode mnie, nabrali doświadczenia, a potem mi podziękuje? Nawet jeśli tak jest, to się na to godzę, nie mogę wymagać niczego więcej. W piłce zresztą nie ma żadnego szacunku, o czym świadczy to, że nie powoływał mnie Majewski. Wszyscy oceniają zawodników tylko po ostatnim meczu.

[b]Sadlok, Rzeźniczak, Kokosza – młodzi obrońcy chcą się od pana uczyć? [/b]

Z pomocą jest tak, że przydaje się tylko wtedy, jeśli ktoś jej naprawdę potrzebuje. To już nie jest taka generacja jak moja. Oni nie są tacy grzeczni, jak wchodzą do zespołu, to wiedzą, czego chcą.

[b]Wy byliście grzeczni? [/b]

Oczywiście. Potem było już gorzej, bo jak to się mówi – ewolucja postępuje, ale pomyślcie, jak oni będą się zachowywać za dziesięć lat... A na poważnie – młodym trzeba szybko ułatwić wejście do drużyny. Kiedy ja zaczynałem grę w reprezentacji, to nie wiedziałem, jak mam wejść do hotelu – czy drzwiami frontowymi, czy od kuchni – bo jak ryknął Adam Matysek, to zastanawiałem się, czy to jakieś problemy z mutacją. A o młodych trzeba dbać, bo to kwestia dni albo miesięcy, kiedy będą decydować, w którą stronę pójść. I ważne, żeby dobrze wybrali. W reprezentacji trenuję teraz z synem kolegi z Polonii Warszawa – Wojtkiem Szczęsnym. Patrzę na niego i widzę w ruchach, a nawet sposobie bycia kopię Maćka. Taki ojciec może mu tylko pomóc, bo chłopak na pewno nie zwariuje. A ja widzę, że się starzeję. Żonę oszukasz, matkę oszukasz, ale czasu nie. Nie ma ludzi niezastąpionych, ale chyba tak źle jeszcze nie wyglądam?

[b]Tłumaczy pan Smudę Ludovicowi Obraniakowi czy też prawdą jest, że piłkarz Lille już mówi po polsku? Podobno w pokoju na każdym przedmiocie ma przyczepioną karteczkę z polską nazwą? [/b]

Byłem kiedyś w jego pokoju, to na każdym przedmiocie miał przyczepione zdjęcia dziewczyn... Ale pewnie po drugiej stronie były te polskie słowa. Obraniak dużo po polsku już rozumie, ale na pewno musi minąć jeszcze dużo czasu zanim zacznie mówić. Na treningach Smudy w każdym razie nie ma problemów, uczymy się gry kombinacyjnej, szybkiej, z krótkimi podaniami. Widać, że trener lubi taką krakowską piłkę, krzywo patrzy na jakieś górne podanie. Lubi konkrety, szybko wyjaśnia, o co chodzi i bez przerwy żartuje. Podczas jednych zajęć stwierdził, że nie lubi długich treningów, bo się męczy i marznie. „We wtorek i środę po dwa treningi, w czwartek jeden, w piątek do Warszawy i tak was ponastawiam, że w sobotę po śniadanku będziecie już tych Rumunów w hotelu szukać” – opowiadał, a my umieraliśmy ze śmiechu.

[b]Wierzy pan, że ta reprezentacja odniesie sukces?[/b]

Smuda to rządy silnej ręki i może takie były nam potrzebne. Raz, że jest to jakaś odmiana i musimy odnaleźć się w nowych warunkach, dwa – przyjdą wyniki, poprawi się atmosfera. Trener nie jest też jakimś katem, koniem z klapkami na oczach, potrafi nam czasem odpuścić. On tylko chce, żeby się wygrywało i żeby się tę naszą grę przyjemnie oglądało. A kilka razy już mu się to udało i uszczęśliwił całą Polskę.

[i]rozmawiał w Grodzisku Wielkopolskim Michał Kołodziejczyk[/i]

Sport
Wsparcie MKOl dla polskiego kandydata na szefa WADA
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Sport
Alpy 2030. Zimowe igrzyska we Francji zagrożone?
Sport
Andrzej Duda i Międzynarodowy Komitet Olimpijski. Czy to w ogóle możliwe?
Sport
Putin chciał zorganizować własne igrzyska. Rosja odwołuje swoje plany
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Sport
Narendra Modi marzy o igrzyskach. Pójdzie na starcie z Arabią Saudyjską i Katarem?