Według nieoficjalnych informacji, które uzyskała "Rz", los Castellaniego jest przesądzony. Nastąpi polubowne rozwiązanie umowy i rozpoczną się poszukiwania nowego trenera męskiej reprezentacji. Argentyńczyk poniósł spektakularną klęskę i zapłaci za to głową. Wczoraj nie podnosił słuchawki.
Castellani popełnił błędy. Obecność Mariusza Wlazłego w drużynie była nieporozumieniem. Przyznał to zresztą sam siatkarz, kiedyś jeden z najlepszych atakujących na świecie. – Jestem bez formy, nie wiem, co się dzieje. Fizycznie czuję się znakomicie, ale psychicznie fatalnie, bo nie potrafię pomóc kolegom.
O tym, że polscy siatkarze nie są twardzielami, wiadomo od dawna. Fatalne mistrzostwa Europy w Moskwie rok po sukcesie na mistrzostwach świata w Japonii to potwierdziły. W Ankonie po ciosach Brazylijczyków chwiali się wszyscy – młodzi i doświadczeni. Kiedy przyszło walczyć z Bułgarią, złamało ich pierwsze niepowodzenie. Może gdyby w drużynie był Daniel Pliński, byłoby inaczej. To mocny psychicznie siatkarz, ale przegrał z kontuzją. Być może zabrakło też pomysłu na Ligę Światową. Ci, którzy grali w finale w Cordobie, są teraz faworytami turnieju we Włoszech. A Castellani nie mógł się zdecydować, jak potraktować te rozgrywki. Rok temu jego koncepcja się sprawdziła, Polacy odpuścili LŚ i wygrali mistrzostwa Europy. W tym trochę odpuścili, trochę nie i ponieśli klęskę w mistrzostwach świata.
Wszyscy siatkarze, pytani, co się stało, odpowiadają: nie wiemy. Pracowali jak nigdy i wszystko na nic. Mają prawo być zawiedzeni. Zaufali Castellaniemu, on zaufał im. Wyszło, jak wyszło, są już w domu, gdy ci, których pokonali w Trieście, grają o medale.