Briggs, były mistrz organizacji WBO, cudem dotrwał w Hamburgu do końcowego gongu.
Wydawało się, że w jednej z końcowych rund angielski sędzia Ian John-Lewis przerwie męczarnie Amerykanina lub zlituje się nad nim jego własny trener. Ale tak się nie stało. Briggs dotrwał do końcowego gongu i ani razu nie był liczony.
– On ma głowę z czegoś znacznie twardszego niż beton – powie później Witalij Kliczko, który wygrał 41. pojedynek. Sędziowie punktowali – 120:107, 120:105, 120:107, co najlepiej oddaje ogromną przewagę Ukraińca. Fritz Sdunek, który stał w jego narożniku, mówi, że Witalijowi do nokautu zabrakło dziesięciu sekund. Niemiecki trener miał na myśli szóste starcie, w którym gong uratował Briggsa.
Wcześniej 12 rund ze starszym Kliczką wytrzymali tylko Niemiec Timo Hofmann i Amerykanin Kevin Johnson. Obaj nie zdecydowali się na otwartą wojnę i tylko dlatego nie zostali znokautowani. Ale wszystko ma swoją cenę. Ta porażka prawdopodobnie przyśpieszy decyzję o zakończeniu kariery przez 39-letniego Briggsa. Utraty zdrowia nie zrekompensuje honorarium – pół miliona dolarów. Statystyki nie kłamią: 302 celnych ciosów Kliczki i zaledwie 73 Briggsa.
Amerykanin nie jest pierwszym pięściarzem z tytanową szczęką, który po walce znalazł się w szpitalu. Briggsa umieszczono na oddziale intensywnej terapii, ma pęknięte kości pod oczami, uszkodzone ścięgno i mięsień w prawej ręce. Pierwsze informacje ze szpitala były niepokojące, ale zagrożenia życia na szczęście nie ma.