Stawką tego ekscytującego pojedynku, do którego dojdzie w nocy z soboty na niedzielę o godz. 3 (czasu polskiego) w MGM Grand w Las Vegas, będzie tytuł mistrza świata organizacji WBO należący do Lopeza. I to on będzie w tej walce faworytem.
Jest młodszy o osiem lat i silniejszy. Jeszcze nie poniósł porażki, a z 29 zwycięstw aż 26 zakończył przed czasem. Nokautował rywali, gdy zdobywał mistrzowskie tytuły w wadze junior piórkowej, nokautuje i teraz. Ostatnią walkę z Bernabe Concepcionem zakończył już w drugim starciu.
Lopez ma 27 lat, 170 cm wzrostu i kamienie w rękawicach. Po pięciu latach zawodowej kariery jest na szczycie. Obok niego cały czas pojawia się Felix „Tito” Trinidad, legenda portorykańskiego boksu. To dobry chwyt marketingowy, ale w ringu pomoc chyba nie będzie potrzebna Lopezowi, choć ten na każdym kroku podkreśla klasę rywala. Na pytanie, czy to największa walka ze wszystkich, które mógłby teraz stoczyć, niezmiennie odpowiada: – Z całą pewnością. Yuriorkis Gamboa i Celestino Caballerfo są wielkimi wojownikami, ale oni nie mają renomy Marqueza – powtarza.
I ma dużo racji, bo młodszy brat słynnego Juana Manuela Marqueza (króla wagi lekkiej) ma na swoim koncie walki, które przeszły do historii tej dyscypliny. Bilans też ma wspaniały: 39 zwycięstw, w tym 35 przed czasem, i pięć porażek, z których żadna nie jest powodem do wstydu. Dwie z nich poniósł w starciach ze swym wielkim ringowym wrogiem Israelem Vasquezem. Raz przegrał przed czasem, drugi raz minimalnie na punkty, niejednogłośną decyzją sędziów. Ale Vasquez też przegrywał z nim przed czasem. 22 maja tego roku został znokautowany przez Marqueza w trzeciej rundzie.
35-letni Rafael Marquez był w swojej karierze mistrzem świata organizacji IBF w wadze koguciej i WBC w kategorii super koguciej. Teraz marzy mu się pas WBO w piórkowej, ale to dla doświadczonego mistrza może być już o jeden most za daleko, a Lopez okazać się zbyt trudnym rywalem.