Średnia wzrostu barcelończyków wynosi 177 cm. Najwyżsi zebrali się w austriackim klubie Mattersburg i ukraińskim Wołyniu Łuck. Średnia wzrostu wynosi tam 186 cm.
Nic bardziej krzepiącego na początek roku nie mogło mnie spotkać.
O osiągnięciach Barcelony wiedzą wszyscy, o grze Mattersburga i Wołynia niewielu. Tak naprawdę w przypadku Barcelony nieważna jest średnia, którą zawyżają Sergio Busquets (190 cm), Gerard Pique (188) i Gabriel Milito (186). Liczą się ci najważniejsi. Xavi ma 168 cm, Leo Messi jest wyższy o centymetr, a Andres Iniesta o dwa. To są trzej najlepsi piłkarze świata.
Pogląd, zgodnie z którym zawodowy piłkarz musi być wielką górą mięśni, od której przeciwnicy będą się odbijać albo omijać go w obawie przed utratą zdrowia, nawet w Anglii odszedł w przeszłość.
Tam jeszcze na początku XXI wieku grał Neil Ruddock, nazywany pieszczotliwie Brzytwą. Jego twarz nie zdradzała żadnych kontaktów z literaturą i sztuką. Niewiele mu brakowało do dwóch metrów wzrostu, co w połączeniu z chroniczną nadwagą dawałoby mu szanse w walce sumo z Akebono. Ruddock miał do tego awanturniczy charakter, był więc ulubieńcem Millwall, a potem każdego kolejnego klubu. Był tak gruby, że specjalnie dla niego szyto spodenki. To Ruddock przestawił szczękę Peterowi Beardsleyowi i to w meczu towarzyskim, złamał też obydwie nogi Andy'emu Cole'owi. Piłkarz, z którego wszyscy się śmiali, pół ligi nienawidziło, a drugie pół kochało, wystąpił nawet raz w reprezentacji Anglii, powołany przez Terry'ego Venablesa. I chociaż częściej trafiał w nogi przeciwnika niż w piłkę, przez kilkanaście lat miał miejsce w czołowych angielskich klubach, m.in. Tottenhamie, Southampton, Liverpoolu, West Ham i Crystal Palace. To coś mówi o angielskiej piłce.