Dobrze pan teraz sypia?
Adam Małysz:
Położyłem się po konkursie z ulgą, choć coś tam w sercu rwie. Posiedzieliśmy z trenerami przy piwie, powspominaliśmy. Obudziłem się rano, spojrzałem na kombinezony wiszące w pokoju i pomyślałem: „To już jedne z ostatnich". Ale żalu nie czuję, długo się przygotowywałem do tej chwili.
Telefon jeszcze działa?
Esemesy przychodzą bez przerwy. Czasami z numerów, których nie znam. Z podziękowaniami za te lata. Jeden mi utkwił w pamięci: „Teraz już mi telewizor do niczego niepotrzebny". Skoczkowie podchodzą, mówią, że będzie im mnie brakowało. Cieszę się, że byłem częścią tej rodziny. Pewnych chwil nie zapomnę do końca życia. Predazzo, gdzie jako jedyny skoczek wygrałem obydwa konkursy mistrzostw świata. Sapporo, gdzie przegrałem medal na dużej skoczni, ale na mniejszej zwyciężyłem w niesamowitym stylu. To wszystko się teraz przeplata we wspomnieniach, sukcesy i porażki.