Rz: Wchodzi pan do rwącej rzeki, która w tym roku porwała już czterech trenerów. Nie boi się pan?
Jacek Zieliński:
Może po tych porwaniach zwolniła bieg? A mówiąc poważnie, nie wierzę w przesądy. To już nie jest ta sama rzeka. Zostało w drużynie niewielu piłkarzy z tych, których trenowałem. Poza tym, to jest wielkie wyzwanie. Czym innym jest przyjście do Polonii, która jest w czubie tabeli, a czym innym do klubu walczącego o utrzymanie. Dla mnie niska pozycja Polonii jest zaskoczeniem, ale też okazją do pokazania, że nawet w tych warunkach można coś zrobić.
W 2009 roku dość ostro podziękowano panu za pracę. Nie miał pan obaw, żeby tu wrócić?
Z prezesem Józefem Wojciechowskim dość dawno wyjaśniliśmy wszelkie problemy. Między nami nie było zbytnich zadrażnień, bo współpraca się dobrze układała, poza oczywiście, tym feralnym zwolnieniem. Tak w życiu trenera bywa. Wyjaśniliśmy to sobie i przyjąłem tę propozycję. Oczywiście po pewnym namyśle. Polonia to jest klub, w którym mam wielu przyjaciół i znajomych, a poza tym jest wiele do zrobienia. Podpisałem kontrakt do czerwca 2012 roku i tyle samo co o utrzymaniu, myślę o walce o europejskie puchary w przyszłym roku.