Najpierw Les Bleus odśpiewają Marsyliankę, potem All Blacks wykonają taniec haka, a później się zacznie. Walka na całego, siła przeciwko sile, rugby na wspaniałym poziomie – 80 minut emocji gwarantowane. Ciekawe, czy i tym razem trybuny będą tak rozbawione, jak podczas wszystkich dotychczasowych spotkań.
Nowozelandczycy wierzą w swoją drużynę, cały naród zjednoczył się wokół reprezentacji – rugbyści traktowani są jak bohaterowie, wszędzie czekają na nich tłumy, ale nie zamknęli się szczelnie w ośrodku przygotowawczym w Christchurch, w drodze po Puchar Williama Webba Ellisa.
Po powodzi, jaka dotknęła w tym roku Nową Zelandię (najbardziej ucierpiały właśnie okolice Christchurch), zdobycie trofeum po 24 latach oczekiwania byłoby dla kibiców czymś wspaniałym.
Najpierw jednak trzeba pokonać Francję, by zająć pierwsze miejsce w grupie. Podtekstów w tym starciu jest aż nadto i reprezentacja gospodarzy chyba do żadnego innego meczu nie podejdzie tak skoncentrowana. Francuzi w ostatnich latach najlepiej radzą sobie z widokiem 15 osiłków wykonujących wojenny taniec.
Podczas Pucharu Świata w 1999 roku wyeliminowali All Blacks w półfinale, a cztery lata temu już w ćwierćfinale. Tym razem porażka mogłaby się stać narodową tragedią, bo gospodarze oprócz zdobycia punktów mają jeszcze do podtrzymania dwie piękne serie.