Pierwszy pojedynek z Thompsonem, w maju, polski siłacz przegrał, bo zabrakło mu sił. - Przegrałem ze swoją słabością - mówił po porażce w gdańskiej Ergo Arenie 34-letni Pudzianowski.
Wiele osób odradzało mu dalsze walki, ale on trenował jeszcze intensywniej. Pojechał na Florydę, by tam pod okiem najlepszych fachowców doskonalić swoje umiejętności i zadbać o kondycję fizyczną. Stracił kolejne kilogramy, waży zaledwie 116 kg, prawie 30 kg mniej niż w czasach, gdy wygrywał zawody strongmanów.
Ale rok młodszy Thompson też wygląda na lepiej przygotowanego niż w maju, też waży mniej (125 kg). Widać pamięta, że pierwszą rundę przegrał wtedy zdecydowanie, a zwycięstwo w dużej mierze zawdzięcza kondycyjnym brakom Polaka. - Sprawię, że będzie jeszcze brzydszy niż teraz - przechwala się mierzący 195 cm Anglik.
Doświadczenie w MMA jest po jego stronie, wygrał 16 pojedynków, z czego dziesięć przez nokaut, ale ma też na koncie 14 porażek (11 przed czasem). Nosi przydomki „Stalowa szczęka" i „Kolos", ale padał już w swojej karierze na deski po mocnych ciosach rywali. Pudzianowski wierzy, że w sobotni wieczór w łódzkiej Atlas Arenie będzie kolejnym, który tego dokona.
Jeśli nie zabraknie mu sił, jeśli na tyle poprawił swoją wydolność, by wytrzymać cały pojedynek, jest w stanie wygrać z Thompsonem, który najlepsze lata ma już za sobą. Dla kogoś takiego jak Pudzianowski, kto stoczył zaledwie pięć walk w tej formule (trzy zwycięstwa i dwie porażki), byłby to wielki sukces i szansa na kolejne w przyszłości. Na dziś „Pudzian" wciąż bardziej jest popularnym celebrytą niż mistrzem mieszanych sztuk walki.