Sylwestra i Nowy Rok Adamek spędzi na olimpijskich stokach narciarskich w Lake Placid wraz ze swoim przyjacielem i promotorem Ziggym Rozalskim. Jadą tam z żonami.
Po powrocie, 5 stycznia, poleci do Saint Louis w stanie Illinois, gdzie będzie na niego czekał Roger Bloodworth. W rodzinnym domu trenera, w Glen Carbon, spędzi dziesięć dni. – Będziemy trenować dwa razy dziennie. Roger twierdzi, że muszę poprawić siłę uderzenia. Jego zdaniem, jak ważę 102 – 103 kg, biję mocniej, więc nie będziemy schodzić niżej. Ufam mu całkowicie, zrobię tak, jak mówi – zaczyna rozmowę z „Rz" Adamek.
Na pytanie, czy zapomniał już o porażce z Witalijem Kliczką we Wrocławiu, odpowiada, że będzie o niej pamiętał do końca życia, ale wyciągnie wnioski.
– Nie byłem sobą, niby coś chciałem zrobić, ale nic nie wychodziło. Błędy były straszne, dawałem się bezkarnie trafiać. Ciosy Kliczki zrobiły swoje, ale jak masz chłodną głowę, to inaczej reagujesz. A ja nie reagowałem. Dziś Roger nie ma już wątpliwości, uważa, że przyczyną wszelkiego zła były problemy aklimatyzacyjne. Szkoda, że nie posłuchaliśmy Ziggy'ego, który radził, by przygotowywać się w Polsce. 18 grudnia w Nowym Jorku, gdzie wręczano mnie i Ziggy'emu nagrody przyznawane przez New York Boxing Hall of Fame, sławny trener Emanuel Steward potwierdził tę opinię. Powiedział: nie trafiliście z aklimatyzacją. Błędy, które popełniałeś, są tego dowodem – opowiada Adamek.
Już niedługo znów rozpocznie drogę na szczyt zawodowego boksu. Tym razem bez firmy Main Events, która była jego współpromotorem.