Defekt samochodu Krzysztofa Hołowczyca to koniec marzeń o zwycięstwie czy nawet czołowym miejscu.
Do środy wszystko szło znakomicie, Polak, który zapowiadał walkę o zwycięstwo, na każdym etapie był w czołówce, jeden etap nawet wygrał, przez dzień był liderem. Podium było w zasięgu ręki, ale pech skumulował się na środowym dziesiątym etapie (z Iquique do Ariki). Najpierw na 48. kilometrze samochód Hołowczyca miał awarię układu kierowniczego, a następnie, już bez działającego wspomagania kierownicy, zakopał się w wydmie.
Pomoc, udzielana przez jedną z załóg, zakończyła się zerwaniem liny i przebitą chłodnicą. Efekt: ponad pięć i pół godziny straty do lidera, Francuza Stephane'a Peterhansela i spadek w klasyfikacji generalnej z trzeciego na 13. miejsce.
– Czuję się jak zbity pies... nagle wszystko traci sens. Wszystko bierze w łeb przez małą dziurkę w przewodzie od wspomagania – napisał Hołowczyc na Facebooku. Na trasę 11. etapu z Ariki do Arequipy wyjechał już bez wiary w sukces.
Jakub Przygoński również liczył na czołowe miejsce. Motocyklista Orlen Teamu dwa lata temu był ósmy, a w zeszłym roku nie wystartował z powodu złamania ręki. Teraz musiał się wycofać już trzeciego stycznia po awarii silnika. Jego koledzy Jacek Czachor i Marek Dąbrowski są daleko.