Stephane Peterhansel to jedna z legend tej imprezy. Dakar wygrał już po raz dziesiąty. Najpierw sześć razy zwyciężał w kategorii motocykli, teraz po raz czwarty jako kierowca samochodu.
Nie ma też dla niego różnicy, czy rajd odbywa się w Afryce czy w Ameryce Południowej: między krzakami pustyni Atakama jedzie z taką samą łatwością jak po wydmach Sahary.
Na pierwsze miejsce wrócił po czterech latach przerwy (w 2008 roku Dakar się nie odbył). Teraz wygrał zarówno dzięki swojej świetnej jeździe, jak i kłopotom rywali. Ale tak już jest w tym rajdzie, że wygrywa ten, kto najszybciej wychodzi z opresji. Bo wpada w nie każdy. Peterhansel etapów na podium nie kończył tylko wtedy, gdy przebijał opony, a nawet wtedy nie tracił wiele do zwycięzców.
Co innego rywale: Nasser al Attiyah od początku zmagał się ze swoim hummerem. Co odrobił dzięki umiejętnościom, to zaraz stracił przez awarie, aż w końcu musiał się wycofać.
Robby Gordon miał kłopoty z sędziami, którzy pod koniec wyścigu uznali, że system regulacji ciśnienia w oponach jest w jego samochodzie nieregulaminowy. Amerykanin się odwołał, wygrał 12. etap bez wspomagania, a na mecie wykrzyczał swój żal do sędziów.