Drużyna z Andaluzji potrzebowała nowego przewodnika. Poprzedni, Marcelino Garcia Toral, pomylił wyraźnie drogi. W siedmiu ostatnich meczach Primera Division pod jego ręką Sevilla zdobyła tylko dwa punkty i zamiast wspinać się w górę tabeli, spadła na 11. miejsce. Wcześniej nie awansowała do fazy grupowej Ligi Europejskiej, pożegnała się też z rozgrywkami o Puchar Króla.
Jose Miguel Gonzalez Martin del Campo, znany jako Michel, ma tylko trzy miesiące, by naprawić to, co zepsuł poprzednik. Umowa zostanie automatycznie przedłużona, jeśli Sevilla skończy sezon w pierwszej czwórce. Na razie do czwartego miejsca, gwarantującego grę w eliminacjach Ligi Mistrzów, brakuje sześciu punktów. Dla klubu, który w 2006 i 2007 roku sięgał po Puchar UEFA, brak awansu może się poważnie odbić na finansach.
Ale nowy trener jest pewien, że do tego nie dojdzie. Już po pierwszym treningu stwierdził, że Sevilla jest wystarczająco silna, by postawiony przed nim cel osiągnąć. Jaki jest jego przepis na sukces? Piłkarze mają się po prostu cieszyć grą, muszą się w końcu odblokować i zacząć strzelać więcej goli: po 21 meczach mają ich tylko 22. – On jest w stanie zmienić tę sytuację – uważa napastnik Manu Del Moral, który pracował z Michelem w Getafe.
Michel najpierw uratował ten zespół przed spadkiem, a w kolejnym sezonie zajął z nim szóste miejsce, najwyższe w historii klubu. Awansował także do półfinału Pucharu Króla. – Z natury jestem optymistą, ale jednocześnie realistą. Nie osiągniemy nic, jeśli będziemy myśleć, że Sevilla jest najlepsza. Trzeba to pokazać na boisku – mówi 48-letni Michel. – Znam tych chłopaków dobrze, bo jestem kibicem. Wiem też, że praca w takim klubie to wielka odpowiedzialność.
Nie może być inaczej, w końcu wychował się w Realu, przez 12 lat rozegrał w pierwszej drużynie ponad 500 meczów. Był jednym z członków „Piątki Sępa", grupy piłkarzy tworzącej trzon Realu w latach 80. Obok Emilio Butragueno, od którego przydomka powstała jej nazwa, należeli do niej również Manuel Sanchis, Martin Vazquez i Miguel Pardeza.